środa, 3 grudnia 2014

Rozdział 14

Nie, nie, nie to nie może się dziać. To nie tak miało wszystko być. 
- Babciu - Justin wstał z łóżka i zbliżył się do kobiety - To nie tak jak ty uważasz. 
- Ależ owszem synu to jest dokładnie tak jak ja uważam - nieugięta oznajmiła. 
- My poprostu... My poprostu się kochamy. - wyprzedziłam szatyna zanim, by powiedział cokolwiek co by wyprowadziło babcię z równowagi jeszcze bardziej. 
- Dziecko! - krzyknęła i podeszła do mnie - To jest twój brat nie możesz go kochać w taki sposób! Musisz mieć normalnego chłopaka, nie swojego własnego brata! - wstrząśnięta całą zaistaniałą sytuacją próbowała mi wmówić co jest prawdziwe co nie. Ja wiem co jest dobre. Nie jestem złym człowiekiem tylko dlatego, że jestem dziewczyną swojego własnego brata. Nie uważam, że to jest złe. Wszyscy na około mnie są szczęsliwi, dlaczego ja nie mogę być? Ja i Justin mamy do tego takie samo prawo i jeśli innym to przeszkadza to wyniesiemy się na sam koniec świata. On by zrobił dla mnie wszystko, a ja dla niego. Ja żyje dla niego, on dla mnie. Tylko on ma prawo mnie całować i tylko ja jego i gdyby miało być inaczej to wiem, że czułabym ukłucie zazdrości za każdym razem, kiedy bym go widziała z inną dziewczyną. 
- Zostajemy tu z dziadkiem dopóki nie zmądrzejecie. - chłodno oznajmiła babcia, przerywając tym moje przemyślenia - Dziadek miał racje Justin, tobie się już wszystko na psychice odbija. Jak mogłeś wciągnąć, zmuszać swoją siostrę do bycia z tobą? - zwróciła się do szatyna, a następnie powróciła wzrokiem do mnie - Chanel, kochanie przyznaj się, on cie zmusza. My cię zabierzemy - z taką jakby troską mówiła do mnie.
- Kocham go babciu i nigdy nie zamienię go na nikogo innego - wyznałam zgodnie z prawdą i stanęłam u boku Justina - Myślcie sobie co chcecie, ale my się kochamy.
- Posłuchaj mnie, oboje posłuchajcie - do kłótni wtrącił się dziadek, którego nawet nie zauważyliśmy - To jest karygodne i niedopuszczalne w naszej rodzinie - warknął - Chanel, czy to sobie zdajesz sprawę z tego, że niedość, że chcesz być z bratem to jeszcze z kryminalistą! - wrzasnął - Wszyscy dobrze wiemy, że to jest mafia. On odszedł - perfidnie się zaśmiał - Nikt z Detorit nie da mu spokoju, nawet jeśli zmienił branże - chciałam się odezwać, ale mi przerwał - On jest pierdolonym zabójcą! - wykrzyczał uderzając ręką w drzwi. 

W pokoju nastała cisza, wszystkich oczy zwróciły się w stronę rozwścieczonego mężczyzny. Postanowiłam się pierwsza odezwać. Musiałam bronić tego na czym mi zależy, tego co kocham, bo tego nauczył mnie człowiek, który jest wszystkim dla mnie.
- Justin nie jest kryminalistą - zaczęłam spokojnie - Miał różne sprawy kiedyś, ale nikogo nigdy nie zabił, nigdy nawet nie prubował. Przestańcie go osądzać, bo to wy spierdoliliście i tylko ja wiem, co było po wypadku. Przyjeżdżacie tutaj go sprawdzać, a tymczasem rujnujecie nasz związek. Tak, jesteśmy razem, będziemy razem i kochamy się, a wy możecie pocałować nas w dupę - ironicznie się uśmiechnęłam - A teraz wyjdźcie z tego pokoju. - zakończyłam. 
- Zostajemy, dopóki nie przywrócimy was do porządku - odpowiedziała kobieta i wraz z dziadkiem z impetem wyszła z pokoju zostawiając nas samych w pomieszczeniu. Wszystko działo się za szybko jak dla mnie. Dlaczego oni tutaj przyjechali? Dlaczego nam wszystko chcą zniszczyć. Nie było ich tutaj i musieli przyjechać akurat wtedy, kiedy byłam szczęśliwa. Justin stał obrócony do mnie tyłem, był najwidoczniej przerażony całą sytuacją. 
- Justin, popatrz na mnie - powiedziałam przesuwając ręką po jego ramieniu. 
- Wszystko się pierdoli - oznajmił obracając się na piętach w moją stronę - Wszystko się pierdoli znowu przeze mnie. Gdybym zginął zamiast rodziców wszystko by było lepsze. - powiedział z kamienną twarzą. Kiedy dotarły do mnie jego słowa pod moimi oczami zebrały się łzy. Przypomniałam sobie nasz wypadek to wszystko co wtedy przeszliśmy, co ja przeszłam. Jak bardzo niechciałam go stracić, to jak się bałam. 
- Jesteś pierdolonym egoistą. - warknęłam podnosząc wzrok na zdezorientowanego chłopaka - Jak możesz tak wogóle mówić?! - krzyknęłam popychając go - Jak możesz mówić, że bez ciebie by wszystko było lepsze? Masz mnie. Ty nie widzisz tego jak ja cię potrzebuje! Nie widzisz nic poza swoim jebanym ego. - mówiłam uderzając go w ramię za każdym zdaniem. 
- Kochanie przepraszam, niepowinienem - złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie - Wiem, wiem, że ci bardzo zależy, poprostu - westchnął - Wiesz jaki jestem. Zawsze gadam głupoty jak się denerwuje. Przepraszam. - szepnął wtulając się w moje ciało. 
- Wiem. Wybaczam ci - szepnęłam i położyłam głowę na jego ramieniu. 
Trwaliśmy tak w ciszy przez kilka minut. Mówiłam już, ale wspomnę jeszcze raz. Kocham takie chwile. Kocham kiedy jesteśmy tylko dla siebie, jesteśmy ze sobą tak blisko, jesteśmy tylko my, tak, że słychać tylko bicie naszych serc. 
- Sprawy się skąplikowały Chan - zaczął nie zmieniając pozycji - Wiesz, że oni nie odpuszczą. Nie możemy zostać w Los Angeles. Muszę jechać do pracy i załatwić najważniejsze sprawy. Ty - odsunął się tak, żeby wiedzieć, że go słucham - W tym czasie nas spakujesz. Najważniejsze rzeczy. Jutro rano, kiedy dziadkowie pujdą na miasto wyjedziemy z tąd na zawsze. Tak jak obiecałem. - uśmiechnął się - Wiem, że szybko, ale to jedyne wyjście teraz. Oni nie rozumieją, będą nas kontrolować, zostaną tu ma zawsze. Zgadzasz się?
- Zgadzam się. - odpowiedziałam i posłałam mu uśmiech - Tylko co z twoją pracą? 
- Nie martw się aniołku, będe pracował nadal tylko z daleka. - puścił mi oczko i złapał z kurtkę leżącą na łóżku - A teraz wychodzę na chwilę pozałatwiać w biurze sprawy. 
Szatyn chwilę później zniknął za drzwiami. Na mojej twarzy nadal widniał wielki uśmiech. Tak, to, że dziadkowie wiedzieli nie było dobrą wiadomością, ale to, że będziemy teraz tylko my było świetną i tylko na tym chciałam się skupić. Sięgnęłam pod łóżko i wyciągnęłam z pod niego ogromną czarną walizkę. Postawiłam ją na środku pokoju i wyszłam do garderoby po nasze ubrania. Wzięłam tak jak mówiłam. Najważniejsze ubrania i kosmetyki z łazienki. Wszystko wrzuciłam (bo po co składać) do walizki i z trudem ją zamknęłam. Babcia z dziadkiem najpewniej już spali, więc nie miałam się czego obawiać. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer mojej przyjaciółki. 
- Hej laska! - usłyszałam po drugiej stronie jej wesoły głos. 
- Hej Van! Możesz wpaść do mnie? - zapytałam rzucając się na łóżko. 
- O tej porze - zapytała zdziwiona i byłam pewna, że zaczęła obgryzać paznokcie - No... Okej zaraz będę. - zakończyła i rozłączyła się. 

Nie musiałam długo czekać, kiedy pojawiła się w moim domu. Zeszłam na dół, aby otworzyć jej drzwi i razem wszłyśmy do pokoju Justina. 
- Co jest tak ważnego, że musiałam tutaj lecieć? - zapytała rozsiadając się na fotelu. 
- Wyjeżdżam - oznajmiłam krótko. 
- Co? Dlaczego? 
- Tak uzgodniliśmy z Justinem. Będzie lepiej. 
- Nie będzie lepiej - wyrzuciła ręce w górę - Bez mojej przyjaciółki, nie może być! - zaprotestowała - Wiesz gdzie jedziecie? 
- Nie, Justin poszedł do pracy i mi nie powiedział jeszcze, pewnie się dowiem jak dojedziemy. Vanessa, będę tęsknić - oznajmiłam smutnym głosem. 
- Ja też Chanel. Rozumiem, że musisz, ale musisz mi też obiecać, że będziesz dzwonić do mnie okej? - uniosła brwi do góry - Kiedy jedziesz? - zadałam kolejne pytanie.
- Jasne, że będe. Wiesz to. - uśmiechnęłam się - Wyjeżdżamy już jutro rano. 
- Strasznie szybko - westchnęła ze smutną miną - Tylko rozumiesz, że zostawiasz mnie w szkole samą z Chrisem. To jest chyba najgorsze - zachichotała. 
- Nope. - pokręciłam głową - Najgorsze jest zostawienie cię z Stewart. 
- I tu masz rację - przytaknęła - Ale zabierasz mi Justina z tąd, a wiesz, że miałam plany co do niego - uśmiechnęła się głupio i poruszyła znacząco brwiami. 
- Nieee - przedłużyłam - Nadal w to nie wierzę - zgrywałam głupa. 
- A ja nie wierzę, że on nie bedzie moim chłopakiem - oznajmiła smutno. 
- Chris będzie - rzuciłam krótko. I tak zaczęła się bitwa na poduszki. Będę za nią tęsknić. Wiele razem przeszłyśmy, ale są sytuacje konieczne. Stracić najlepszą przyjaciółkę jest gorsze niż stracić chłopaka - tak mówią, ale ja wyjeżdżam po to, żeby mieć chłopaka. Wydaje mi się, że moje życie jest całkiem na odwrót niż innych. Chyba jednak najważniejsze jest, żeby być szczęśliwym, a ja jestem w takim pakiecie jaki oferuje mi mój ukochany. 

                                              ************
- Oh, Panie Bieber - westchnęła - Będzie nam bardzo brakowało pańskiego wiecznie nieodpowiedzialnego zachowania i dziwnych akcji na terenie naszego budynku. Oczywiście pańskiej siostry również - zakończyła dyrektorka wręczając mi papiery informujące o tym, że Chanel ukończyła tą szkołę. Tak, wszystko już jest dopięte na ostatni guzik i dzisiaj, właściwie za 30minut mamy samolot do wspólnej przyszłości. Tylko my.
- Dziękuje - powiedziałem i wyszłem z gabinetu, a następnie ze szkoły, po czym wsiadłem prosto do samochodu, w którym czekała na mnie Chanel. 
- Oficialnie nie musisz już tutaj chodzić - oznajmiłem odpalając samochód. 
- Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. - odpowiedziała i pocałowała mój policzek - Będe tęskinić za Los Angeles, za przyjaciółmi i tym klimatem - westchnęła. 
- Wiem, ja też - szepnąłem i potarłem ręką jej kolano - Tam ci się też bardzo spodoba, ale tutaj napewno kiedyś wrócimy, musimy wszystko ustatkować. 
Droga na lotnisko minęła nam szybko. Dziwne, bo o tej porze był duży ruch ze względu na ludzi jadących do pracy. Już po piętnastu minutach weszliśmy na halę lotniska LAX. 
- Gotowa? - zapytałem łapiąc moją dziewczynę za rękę i prowadząc nas na odprawę. 
- Zależy gdzie lecimy. - odpowiedziała patrząc się na mnie błagalnie. 
- Miami baby - szepnąłem jej do ucha, na co na jej twarzy znowu pojawił się uśmiech. 
- Nie! - krzyknęła - Przecież Miami jest marzeniem. Te plaże. Lepiej niż w LA. 
- Kocham cię uszczęśliwiać. - uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem do kobiety za biurkiem, która sprawdziła nasze bilety. 
Chwilę później siedzieliśmy już w samolocie. 
- Wiesz - zaczęła Chanel - Miami, kto wie. Może ktoś mnie tobie ukradnie. 
- Niech spróbuje, to zostanie z niego proch. - odpowiedziałem z pełną powagą.
- Oczywiście. Myślisz, że babcia już dostała zawału? - zamieniła temat. 
- Myślę, że wynajęła już agentów FBI - zaśmiałem się - Ale kogo to obchodzi. 
- Dziadka - wzruszyła ramionami i oparła głowę o moje ciało, kiedy wystartowaliśmy. 
- Za tydzień jedziemy na wakacje słoneczko. - oznajmiłem. 
- Wygrałeś w Lotto, że masz na wszystko pieniądze? - zapytała ciekawa. 
- Odkładałem. Nie musisz się o to martwić. 
- Martwię się o ciebie - wyznała i zamknęła oczy, a mi się zrobiło ciepło na sercu. 

" Proszę zapiąć pasy, za chwilę lądujemy w Miami " głos stewardesy rozszedł się po pokładzie. 
- Chanel, wstawaj. - pocałowałem ją w głowę - Jesteśmy kochanie.
- Szybko - stwierdziła i zapięła pas. 
- Spałaś, wydaje ci się - zaśmiałem się i objąłem ją ramieniem patrząc przy okazji na bok, gdzie siedziała starsza pani i się uśmiechała na nasz widok. 

- Będziemy mieszkać przy plaży? Może trochę dalej. Niewiem, bo fajnie by było chodzić codziennie się opalać. A gdzie masz auto? Będziemy jeździć taksówką cały czas? - szatynka zadawała ciągle pytania, w drodze do nowego domu. 
- Auto przypłynie promem, nie martw się, a mieszkanie zaraz zobaczysz. A w sumie to jesteśmy już - oznajmiłem, kiedy taksówka się zatrzymała przy ulicy na której mamy mieszkać.
- Nie mieliśmy mieć domku? - zapytała Chanel zaraz po tym jak wyszła z samochodu. 
- Narazie to lepsze rozwiązanie. Ale, zaraz zobaczysz. Nie będzie na co narzekać. 
Zabrałem walizkę z bagażnika i razem weszliśmy przez szklane drzwi do wieżowca. Na parterze było cicho. Za biurkiem z ciemnego drewna siedziała jedynie kobieta. Wnętrze było jasne, a ściany i podłoga były kremowe. Na przeciwko nas były dwie windy. Kobieta zauważając nas zapytała o numer mieszkania i podała nam klucze. 

                                           **************
- Nie wierzę - szepnęłam sama do siebie, kiedy Justin otworzył drzwi od naszego mieszkania. 
- Podoba się? - zapytał, po czym postawił walizki, zamknął drzwi i przytulil mnie od tylu. 
- Jest cudowne - wyznałam - To jest lepsze niż domek. Kocham to.
- Wiedziałem, że ci się spodoba - odpowiedział i oparł podbródek na moim ramieniu.
Mieliśmy mieszkanie na samej górze wieżowca mieszczącego się nad samym oceanem. W pokojach były okna panoramiczne, więc widzieliśmy plaże oraz całe Miami. Było cudowne. Panował tutaj minimalizm. Dominowała biel, jednak można było zauważyć wiele elementów turkusu oraz mebli z ciemnego drewna. Naprzeciwko nas były szklane, rozsuwane drzwi prowadzące na taras, z którego był widok na Miami Beach i jej lazurową wode.
- Justin - obróciłam się i spojrzałam w jego oczy - Wiesz co pary robią w nowych mieszkaniach? 
- Chanel - westchnął przybliżając swoją twarz do mojej.
- Proszę, obiecuje, że nic się nie stanie. Proszę - błagałam - Kocham cię, nawet niewiesz jak bardzo.
- Też cię kocham - szepnął w moje usta i przygwoździł mnie do pobliskiej ściany - Tak bardzo cię kocham. 
-----------------------------------------
Hej, czy to nie to na co czekaliście? A może jednak to się nie stanie? Mi się rozdział podoba. Dosyć długi. Miałam wnenę :) Myślicie, że wszystko się ustabilizuje tylko dlatego, że wyjechali? Do następnego misie, @polishkidrauhll xx. + niesprawdzony
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

10 komentarzy:

  1. Dzieje sie dzieje super rozdział :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały♥ Uwielbiam to opowiadanie.Cudownie piszesz.Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojejciu. Oni naprawdę to zrobią? Wow, chcę, żeby to zrobili. Zresztą, oni chcą tego równie mocno. Chanel bardzo tego chce, Justin też, tylko widać, że się boi. Boi się, że skrzywdzi Chanel, przynajmniej tak mi się wydaje. Ale ja wiem, że wszystko będzie pięknie, ładnie i kolorowo, na to liczę hah. Ale z pewnością nie zaznają spokoju, mimo że wyjechali. Coś się na pewno wydarzy. Rozdział cydowny, straaasznie mi się podoba, zwłaszcza końcówka <3
    final-justice-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. O mój Boże!! Zrobią to...! Nareszcie, czekałam na to i cieszę się, że tak to wszystko wyszło, że uciekli od tych dziadków, że chcą być razem na zawsze. Boje się tylko o przyszłość, przecieź Justin zostawił Zacka i Taylera w Los Angeles i niewiem co mogę zrobić... Ale teraz taki cudny rozdział to trzeba się cieszyć, że im się układa <3 Justin jest chłopakiem jakiego zawsze bym chciała *.*
    Cudowny rozdział kochanie jak zawsze i weny <3 Czekam na nn ~ Justyna

    OdpowiedzUsuń
  5. O jaaa... Zrobią to? Niech to zrobią. Wszyscy chcemy, żeby to zrobili c;
    Super, że wyjechali, że im się układa, oraz że chcą być zawsze razem.
    Boję się tylko, że coś jeszcze stanie im na drodze do szczęścia...
    No ale. Teraz trzeba się cieszyć!
    Dużo weny <3
    Fo napisania, Anonimek ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Niech sie w koncu ze sb przespia :p

    Przy okazji zaowazylam kikka błędów ortorganicznych, min nie pujde ale PÓJDĘ

    OdpowiedzUsuń