sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 19

Od dwóch tygodni dni dłużyły mi się niesamowicie. Miałam wrażenie, że minęły dwa miesiące, a nie tyle ile naprawdę. Myślałam, że kiedy wrócę do Kalifornii to się zabawie. Tak było. Miałyśmy z Vanessą niezły ubaw przez cały czas kiedy byłyśmy razem, a, że mieszkałam tymczasowo u niej to śmiałyśmy się cały czas, ale jednak gdzieś mi go brakowało. 

- Tęsknie za wami tutaj - mruknęła Van przewracając się na leżaku, by wystawić twarz do słońca. 
- Ta, ja też za tobą tęsknie, mogłabyś przyjechać do Miami. - odpowiedziałam jej sącząc colę z lodem. 
- Ja właśnie - westchnęła - Nie rozumiem nadal dlaczego tam mieszkacie, a to, że niechcesz mi tego wytłumaczyć jeszcze bardziej mnie przygnębia. 
- Mówiłam ci, że Justin ma tam lepsze warunki pracy. 
- Jasne, bo ci uwierzę. Niechcesz mówić okej - popatrzyła się na mnie - I nie myśl, że jestem wścibska, poprostu się martwię o was. - uśmiechnęła się. 
- Kiedyś ci powiem prawdę, obiecuje - szepnęłam i ponownie zamknęłam oczy. 
- A no i Chan - ponownie zaczęła gadać zmuszając mnie do skierowania spojrzenia na nią - Powiesz mu o tym? 
- Niesądze, wścieknie się. Nie rozmawiajmy o tym, dobra? Wracam dopiero na koniec wakacji. 

                                           *************
Od rana byłem podenerwowany dzisiejszym dniem. Przez dwa tygodnie wiedziałem jedynie tyle, że ona żyje i ma się dobrze. Jednak komu mogłem zaufać? Poradziłem się rad Tayler'a i poprostu łyknąłem dwie szklanki Whiskey. Pomogło. Przynamniej na jakiś czas. 
Wziąłem w dłoń torbę, a w drugą kluczyki i bilety lotnicze, a następnie opuściłem dom.

- Witamy ponownie w domu - szepnąłem sam do siebie wysiadając z taksówki pod naszym starym domkiem w Los Angeles. Wyciągnąłem z tylnej kieszeni mały klucz i przekręciłem go w zamku. Minąłem przedpokój i udałem się do salonu i kuchni.  Spodziewałem się, że będą tutaj dziadkowie. Nie było ich, ale nie było też Chanel. Rzuciłem torbę na podłogę i podszedłem do stołu kuchennego, na którym leżała biała koperta zaadresowana do mnie. Rozerwałem ją i wyciągnąłem list. 

"Justin, 
Chcieliśmy cię przeprosić za to, co powiedzieliśmy o tobie. Nie jesteś przestępcą i wiemy, że się zmieniłeś. Tylko nie rozumiemy tego co jest pomiędzy tobą, a Chanel. Rozumiem, dlaczego wyjechaliście, tylko nie róbcie nic głupiego, bo może wam się tylko wydaje, że się tak strasznie kochacie, a to tylko przejściowe zauroczenie. Wybacz też dziadkowi, on jest troche zdenerwowany ostatnio. Myślę, że niechciał powiedzieć tego co powiedział. Jeśli, kiedyś wrócisz tu i przeczytasz właśnie ten list to odezwij się do mnie. Babcia." 

O proszę, nagle są wszyscy wspaniałomyślni. - pomyślałem i odłożyłem papier ponownie na stół. Prawdę mówiąc to kamień spadł mi z serca. Dziadków tutaj nie było, więc napewno u nich nie była i nie wyjechała. Skoro nie było jej tutaj to musiała być u tej wkurzającej przyjaciółeczki. Gdzieś musi być. Wyszedłem z domu i ruszyłem w stronę domu Vanessy. 
Droga ciągnęła mi się niesamowicie, pewnie dlatego, że byłem zmęczony podróżą i chętnie bym się położył spać. W końcu zobaczyłem po prawej mój cel. Minąłem furtkę i zapukałem do drzwi, które chwile otworzyły Chanel z Vanessą, a kiedy mnie zobaczyły ich oczy prawie wyskoczyły. 
- Hej, można? - pomijając sytuacje poprostu zapytałem. 
- Niesądze czy to dobry pomysł - powiedziała Vanessa. 
- A ja sądzę, że to ja jestem opiekunem Chan, a nie ty, ani twoja matka, więc w tym momencie mogę ją nawet wyciągnąć z tąd siłą - odwarknąłem - Chanel, musimy porozmawiać - tym razem zwróciłem się do szatynki - Chodź ze mną do domu i wszystko se wyjaśnimy. 
- Już sobie wszystko wyjaśniliśmy, możesz wracać - odpowiedziała. 
- Nie i dobrze o tym wiesz, chodź. Jeśli nie dojdziemy do zgody to wrócisz tutaj. 
- Dobra, ale tylko na godzinę - westchnęła i wyszła z domu za mną. 

- Więc co chciałeś? - zapytała zaraz po tym jak weszliśmy do domu. 
- Chanel - powiedziałem i złapałem ją za ramiona - Nie chciałem tego powiedzieć. Byłem głupi, nachlałem się i wiem jestem chujem. Musisz mi uwierzyć, że nigdy nie miałem tego na myśli. Nie mogę żyć tam bez ciebie. Wariuje. Niewiem co z sobą zrobić. Przepraszam cię. - zakończyłem. Dziewczyna chwilę stała wpatrując się we mnie i jakby analizując słowa, które powiedziałem. 
- Nie możemy być razem - odpowiedziała nagle sprawiając, że moje serce podeszło do gardła. 
- Nie możesz mi tego zrobić, proszę cię. Przepraszam. Jestem chorym skurywysnem, przecież ty nigdy nie byłaś dziwką ani suką. Nikim z wymienionych. Zawsze byłaś moją księżniczką - mówiłem szybko zrozpaczony - Zawsze byłaś dla mnie wsparciem, moim życiem, moim słońcem. - złapałem jej dłonie w swoje, żeby ją zatrzymać - Ja cię tak strasznie kocham. Rozumiesz kocham cię! - krzyknąłem na cały dom. 
- To nie chodzi o to, że ja cię nie kocham - szepnęła Chan i otarła łzy spływające po jej policzkach - Poprostu jest coś co nam przeszkadza w byciu razem. 
- To mój egoizm? - zapytałem - Zmieniłem się, uwierz mi. 
- Nie, to coś innego i nie mogę ci powiedzieć. Zostaję już w Los Angeles i nie wracam z tobą. Musisz o mnie zapomnieć jako o siostrze i dziewczynie. Musisz mi obiecać, że nie będziesz tu przyjeżdżał. 
- Nie ma mowy. Nie zostawię cię nie znając powodów, a po drugie to jesteś niepełnoletnia i to całkiem wyklucza twój posrany pomysł. - odpowiedziałem chłodno. 
- Justin - podeszła bliżej mnie i przytuliła się, a ja przyciągnąłem ją bliżej siebie - Zaufaj mi, nie możemy być razem i nie możemy się widywać. 
- Nie - zaprzeczyłem i odsunąłem ją od siebie - Nie mogę tego zaakceptować dopóki nie powiesz mi powodu rujnowania mojego życia w tym momencie. 
- Jeśli ci powiem to odejdziesz? - zapytała smutna. 
- Tak, jeśli to będzie słuszne to tak. Teraz powiedz. - rozkazałem. 
Dziewczyna wzięła oddech i popatrzyła się na mnie, a jej oczy się zaszkliły. 
- Jestem w ciąży. Jestem w ciąży z tobą. - powiedziała i usiadła na krześle za nią. 
Zrobiło mi się nagle gorąco. Oparłem się o stół za mną i patrzyłem na dziewczynę, która siedziała ze spuszczoną głową. Nie, nie, nie. Przecież to był nasz drugi raz, kiedy zrobiłem to bez gumki. Przecież wydawało mi się, że zdążyłem. Ona ma dopiero szesnaście lat, nie może być matką w tak młodym wieku, nie może być matką dziecka własnego brata. Ja nie mogę być tatą, jestem kompletnie nieodpowiedzialny. Japierdole. Mamo, tato, możecie być dumni - pomyślałem. Odsunąłem od siebie złe myśli i po cichu podszedłem do Chanel. Kucnałem między jej nogami, a ona lekko podniosła głowę, żeby mnie widzieć. 
- Nie zostawię cię teraz - szepnąłem i złożyłem pocałunek na jej lewym udzie - Kocham cię malutka i poradzimy sobie tak? Wrócimy razem do Miami i tam przez to przejdziemy. Ale wiesz co jest najważniejsze? - zapytałem.
- Co? - szepnęła i pociągnęła nosem. 
- To, że będziemy razem i będziemy się wspierać. Będę z tobą ciągle i zajmę się tobą i naszym dzidziusiem jeśli pozwolisz mi na to. 
- Wiesz, że cie kocham? - zapytała dziewczyna i uśmiechnęła się. 
- Wiem, ja ciebie też i bardzo przepraszam - szepnąłem, podniosłem się i złożyłem pocałunek na jej ustach. 
-------------------------------------------------
Hej, przepraszam, za opóźnienie, ale brak weny :/ Teraz już wolne więc postanowiłam dokończyć. Rozdział krótki, ale ma sens :) Chciałam wam powiedzieć, że napiszę ONE-SHOT na wigilie, tylko w zamian za to proszę was o komentarze, których pod ostatnim rozdziałem było dosyć mało, a wyświetleń mega dużo. To naprawdę chwila, a dla mnie dużo znaczy :) Dziekuje za ponad 7000 wyświetleń <3 Kocham was, @polishkidrauhll 

8 komentarzy:

  1. Hmm nieźle, ;)

    Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  2. Uhuhuh.. Ciąża.. Przewidywałam to ;/
    Do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział *.* Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy.Ale jestem pozytywnie zaskoczona.Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  4. O jaa <3
    Super! Oby z dzieckiem było wszystko dobrze.
    Życzę weny, Anonimek ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ooo :* ona jest w ciazy tylko zeby nie mieli problemow przez to :(

    OdpowiedzUsuń