poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 13

Wszyscy zakończyli swoje czynności i stanęli nieruchomi. Nikt nie widział nikogo w korytarzu, ale również niewiedział czy to miała być tylko groźba. Niewiedzieliśmy czy ochrona jeszcze jest w budynku. I wtedy się ocknąłem. To nie był żaden napad na pieniądze czy poprostu na firmę. To był napad na mnie i Chanel. Normalny człowiek w takich sytuacjach powinien się nie ruszać i czekać na rozwój sytuacji, ale czy ja jestem normalny? Szaleje na punkcie jednej dziewczyny, co się może wliczać jako choroba głowy, bo mam jakąś obsesje. Obróciłem głowę w stronę szatynki. Mój aniołek stał tam bezbronny, wystraszony. Niewiedziała o co chodzi, a po tamtym zdarzeniu napewno zamiast o siebie martwiła się o mnie. Jeszcze raz spojrzałem w stronę korytarza, po czym biegiem ruszyłem w jej stronę, a wraz z moim ruchem padły kolejne strzały. Migiem wziąłem ją na ręce i wybiegłem do pokoju obok, tak aby nic nam się nie stało. Słyszałem krzyki dochodzące z oddali, bo napewno ktoś zadzwonił po ochronę. Chanel wpadła w moje ramiona i rozpłakała się. 
- Kochanie spokojnie - prubowałem ją uspokoić głaszcząc ją po plecach - Jest okej, tak? 
- Nic nie jest okej Justin - krzyknęła odsuwając się ode mnie - Nie widzisz tego. - kontynuowała - Spotkałeś się z Tayler'em, mówiłeś, że masz jakieś plany związane z Zackiem. To wszystko wiąże się w jedno. To był on. Nikt inny. - mówiła chodząc po pokoju. 
- Chanel uspokój się proszę cię. - prosiłem ją chodząc za nią. 
- Jak mam się uspokoić skoro, ktoś próbuje nas zabić? - zrozpaczona krzyknęła. 
- Nikt nas nie zabije - złapałem ją z rękę i ponownie wtuliłem w swoje ciało - Przysięgam, nie pozwolę na to. Zrobię wszystko. Będziemy mieli swój happy end. 

Kiedy dziewczyna się uspokoiła, załatwiliśmy sprawy z policją i ruszyliśmy do domu. 
Chanel zasnęła zaraz po tym jak wsiedliśmy do auta. Była śliczna. Spała jak taka niewinna, bezbronna mała istotka. Taką była. Za to ją kochałem. Ciekawe czy rodzice wiedzą o tym. Czy widzą to co robimy, jeśli tak to ciekawe co myślą. Napewno gdyby tu byli to by nas wysłali na dwa odległe kontynenty. Zajechałem na podjazd i zgasiłem silnik. Wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki i obróciłem się w prawo. Na sam widok mojej dziewczyny na moich ustach pojawiał się uśmiech. Kochałem ją całym sobą i nic tego nie potrafiło zniszczyć. Wysiadłem z samochodu i obszedłem go by wziąść na ręce moją księżniczkę i zanieść ją do domu. Szatynka najprawdopodobniej się obudziła bo jej powieki zaczęły drgać. Delikatnie ją położyłem na kanapie i usiadłem obok jej głowy. 
- Dobry wieczór kochanie - powiedziałem, kiedy otworzyła oczy. 
- Zasnęłam? 
- No i to całą drogę spałaś, ale się nie przejmuj się. 
- Justin? - podniosła się do pozycji siedzącej. 
- Hm? - zapytałem przytulając się do niej. 
- Mówiłeś ostatnio, że myślisz o tym, żeby kupić nowy dom i... Ja jednak chcę tego. Boję się dłużej mieszkać w tym. Każdy wie, że tu jesteśmy. - powiedziała nieśmiało wtulając się w mój tors. 
- Nie masz się czego bać malutka, ale jeśli to cię uspokoi to jutro postaram się poszukać jakiś fajnych ofert dobrze? 
- Tak, dziękuje. Mogę jutro nie iść do szkoły? - zapytała.
- Musisz chodzić do szkoły Chanel. Wiesz ile cię już nie było? Masz mnóstwo zaległości. 
- Niechcę. Chcę być z tobą. - oznajmiła słodkim głosem na co się zaśmiałem. 
- Może zrobimy inaczej - zacząłem - Jak skończysz szesnaście lat załatwię ci nauczanie domowe okej? Będziemy razem tyle ile będzie ci się podobać. 
- Serio? Mógłbyś? - zafascynowana moją propozycją zerwała się z kanapy. 
- Mógłbym, ale pod warunkiem, że będziesz chodzić do szkoły jeszcze ten tydzień do wakacji bez wagarów okej? W wakacje masz urodziny więc inaczej nie zrobimy. - rozłożyłem ręce, w celu pokazania, że trudno. Mieliśmy obejrzeć jakiś film, więc ruszyłem do półki z płytami, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Zdziwiony, ponieważ niespodziewałem się jakichkolwiek gości zmieniłem kierunek i podszedłem do drzwi. Ostrożnie, tak aby w razie niespodziewanego gościa zatrzasnąć drzwi nacisnąłem klamkę. 
- Justin! - krzyknęli oboje uradowani, tak, że walizki wypadły im z rąk. 
- Babcia i dziadek? - upewniłem się, jakbym niewiedział kto to. 
- No jasne. Słyszeliśmy o wszystkim - zaczęła babcia - Nawet niewiesz jak się martwiliśmy - ciągnęła wpraszając się do środka i ciągnąc mnie za sobą - Nie mieliśmy jak zadzwonić, bo zmieniliśmy telefony i nie znaliśmy numerów. 
- Już dawno po wszystkim - chłodno oznajmiłem pozwalając jej usiąść na krześle w kuchni. 
- Ale wnusiu, musiałam się upewnić, że jesteś cały - ciężko westchnęła - Nie wybaczyłabym sobie, jeśli by ci się coś stało. 
- Jakoś kiedy rodzice zginęli wogóle się nie przejmowaliście. Spakowaliście się i wyjechaliście. Nie patrzyliście na to jak Chanel to przeżywała. - mówiłem ze złością narastającą we mnie - Nie patrzyliście na to, że niewiedziałem co robić, tylko uciekliście od problemu. - zakończyłem ostro uderzając ręką w stół. 
- Największym problemem byłeś tutaj ty! - wtrącił się dziadek krzycząc - Skąd wiesz, czy to był wypadek, czy może nie jeden z twoich dziwnych znajomych ich zabił co gówniarzu? 
- Nie wracaj do tego. To jest przeszłość, a teraz jestem całkiem kim innym i mam całkiem inne życie. Nie prosiłem was, żebyście tutaj przyjechali, sami się wpierdoliliście do mojego domu z wymówką, że się martwicie! - najprawdopodobniej byłem już czerwony i para się ze mnie ulatniała, ale nie mogłem dać im za wygraną - Przyjechaliście tu po to, żeby sprawdzić czy dalej robię to co robiłem i czy Chanel żyje. Martwicie się o to, czy jej nie zabiłem? - zapytałem sarkastycznie - Tam siedzi. - wskazałem palcem na kanapę i się obróciłem, jednak była pusta. 
- Chanel! - wrzasnąłem na cały dom i pobiegłem na górę, gdzie najprawdopodniej się udała. 
Przemierzyłem schody i przedostałem się do mojej sypialni, gdzie tak jak myślałem na łóżku siedziała szatynka. Weszłem do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi, nie przejmując się gośćmi na dole. Oparłem się o nie i zsunąłem na podłogę. 
- Justin, co jest? - zapytała cicho Chanel, podeszła do mnie i ukucnęła tak, żeby widzieć moją twarz. 
- Oni mi wypominają wszystko. - wyznałem - Myślą, że cię zabije, myślą... Myślą, że nadal jestem takim złym człowiekiem. 
- Nie jesteś i nigdy nie byłeś złym człowiekiem - szepnęła i przeczesała moje włosy. 
- Chanel, nie bądź głupia. Wiesz wszystko, dlaczego wmawiasz sobie, że jest inaczej. Jestem okropny, jestem okropnym bratem. Powinnaś mnie nienawidzić.
- Ale teraz nie jesteś moim bratem - lekko się uśmiechęła i podniosła się, a następnie poprowadziła nas na łóżko, gdzie położyliśmy się obok siebie - Jesteś moim facetem i wiem, że robisz wszystko bym była szczęśliwa i chcesz mnie chronić. 
- Kocham cię - powiedziałem i delikatnie ją pocałowałem. 
- Nie wierzę - usłyszałem westchnienie za sobą i szybko się oderwałem od dziewczyny. 
W progu stała babcia, cała blada z dłonią położoną na ustach. 
--------------------------------------------
Hej. Wiem krotki rozdział, ale nie mam czasu za bardzo teraz, a chciałam coś dodać :) Pokazuje trochę o Justinie, o ich rodzicach oraz przyjeżdżają dziadkowie ... No, no, no. 
Komentujcie i mówcie, co byście chcieli zobaczyć w następnych rozdzialach. Do następnego @polishkidrauhll kocham was. 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ  + nie sprawdzony, przepraszam. 

8 komentarzy:

  1. Rozumiem cię i zapewniam, że jeśli będziesz dodawała rozdziały rzadziej będziemy cię nadal kochać i czekać <3
    Co do tego rozdziału... Hm, moim zdaniem jest krótki, ale pełen akcji i wyjaśnienia niektórych spraw... Dziadkowie? Wydaje mi się, że Chanel wspominała o nich niedawno. Są bardzo cięci na Justina. I musiał kiedyś zrobić coś strasznego, że tak myślą.. Oby wszystko się ułożyło. I wogole co? Jak babcia się dowiedziała to nie da im spokoju ...
    Weny, cudnie piszesz i czekam na nn ~ Justyna

    OdpowiedzUsuń
  2. ,, - Justin! - krzyknęli oboje uradowani, tak, że walizki wypadły im z rąk. - Babcia i dziadek? - upewniłem się, jakbym niewiedział kto to." Pierwszamyśl? O cholera. Wyda się. :o
    ,, - Kocham cię - powiedziałem i delikatnie ją pocałowałem. - Nie wierzę - usłyszałem westchnienie za sobą i szybko się oderwałem od dziewczyny. W progu stała babcia, cała blada z dłonią położoną na ustach." Pierwsza myśl? O cholera, wydało się. Wykrakałam. :c
    Babcia nie da im spokoju. Jestem tego pewna.
    Rozdział krótki, ale przecież każdy ma swoje życie. Na rozdział, na tym blogu warto czekać i z rok. Pozatym mimo iż krótki to wspaniały. Dużo się dzieje. c:
    Co bym chciała dalej? Żeby się wyprowadzili. Żeby im się ułożyło. I żeby był happy end.
    Życzę bardzo dużo weny. <3
    Do napisania, Anonimek ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. O cholera, na to czekałam! Boże, tak! Właśnie na to czekałam! Żeby się wszystko wydało! O mój Boże, ale jestem happy! Gorączka z 39,5 z pewnością podskoczyła mi teraz do 40 xd
    Rety, ciekawe, jak zareagują ich dziadkowie. Jestem tak ciekawa nowego rozdziału, nie mogę się go doczekać. A co do dziadków Justina i Chanel, nie powinni tak naskakiwać na Jusa. Ludzie się zmieniają. Święty nie był, ale zasługuje przecież na drugą sznsę.
    Wspaniały, weny, szybciutko chcę następny ;*
    final-justice-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej żebyś nie dostała przeze mnie jeszcze wyższej :)
      Dziękuje ;*

      Usuń
  4. wiedziałam ze jak przyjechali to się wszystko wyda xd teraz nie dadzą im spokoju :( na początku myślałam że będzie to
    TRM Ale wspólny tylko mają tylko wątek miłosny pomiędzy bratem a siostra xd uwielbiam takie opowiadania. ❤
    zapraszam też do mnie! Mam nadzieję że się spodoba :)
    http://justin-fanfiction-anastasia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń