Na dole mam do was pytanie w notce, więc ją przeczytajcie i piszcie w komentarzach :) Miłego czytania x
-----------------------------------------------------------
Trafiając na oświetlone latarniami ulice Miami nie wiedziałem co mam zrobić. Gdzie iść. Nie wiedziałem gdzie powinienem jej szukać. Wtedy czarne Porshe zatrzymało się przede mną i mój wieczór z tragicznego zmienił się w najgorszy koszmar. Z samochodu wysiadł Tayler z jebanym uśmieszkiem.
- Yo, Bieber! - zawołał i poszedł do mnie - Mówiłem, że wrócę. Trochę się spóźniłem, ale poprostu miałem kilka spraw do załatwienia przed tobą - oznajmił.
- Mam kase.
- Świetnie - zawołał - Masz gotówkę?
- Tak - odpowiedziałem i podałem mu plik pieniędzy zapakowany w kopertę.
- Lepiej, żeby było równo - syknął i zaczął liczyć banknoty.
- Inaczej być nie może.
- Muszę ci coś powiedzieć - rzucił pieniądze do samochodu i popatrzył się na mnie - Po pierwsze to sory stary, ale nie miałem kasy i dlatego tak napadłem na ciebie, znasz biznes tam nikt na mnie czekał nie będzie, serio niechcę przez kase stracić takiego spoko kumpla - oznajmił z uśmiechem.
- No jasne, rozumiem cię. Wiem jak jest - odpowiedziałem i włożyłem ręce do kieszeni - A ta druga sprawa? - zapytałem unosząc brwi do góry.
- Bardziej prywatna - skwitował - Wsiadaj do samochodu, żeby nikt nie usłyszał.
- Nie mogę - pokręciłem głową - Pokłóciłem się z Chanel i muszę jej szukać.
- To ma związek z Chanel, wsiadaj - odpowiedział i otworzył drzwi od strony pasażera.
Bez namysłu wsunąłem się na skórzane siedzenia jego samochodu. Tayler miał mi do powiedzenia coś na temat mojej dziewczyny, a ja byłem zdeterminowany, żeby się tego dowiedzieć.
- Więc? O co chodzi? - zacząłem temat i obniżyłem się na fotelu.
- Wiem wszystko - oznajmił sprawiając, że moja twarz skamieniała.
- Wiesz co? - zapytałem głupio, chociaż znałem odpowiedź.
- Jesteście razem - zaczął - To znaczy niewiem na jakiej zasadzie to działa, ale wiem, że ty kochasz ją, a ona ciebie. Tak jak para. Nie rodzeństwo. - zapalił papierosa.
- Tayler - westchnąłem - To nie tak jak myślisz, my poprostu...
- Wyluzuj stary - zaśmiał się - To dziwne, nieźle dziwne, ale ona jest piękną dziewczyną. Wiedziałem już dawno - ciągnął - Gdyby była dla ciebie tylko siostrą nie zachowywałbyś się tak. Przecież to jasne po co wyjechałeś i nie zamierzam cię z to potępiać, ani jej. I szczerze to życzę wam szczęścia - zakończył i szturchnął mnie w ramię.
- Tego nam brakuje - westchnąłem smutno.
- Wiem - znowu mnie zaskoczył - Czekałem tutaj na ciebie w okolicy i widziałem Chanel zapłakaną wybiegającą z domu. Zjebałeś.
- Wiem i chcę to naprawić, ale nie mam pojęcia gdzie ona jest.
- Widziałem ją jak szła w stronę plaży, poszukaj tam - oznajmił.
- Dzięki, ja muszę w takim razie lecieć - otworzyłem drzwi i już miałem wychodzić, kiedy mnie zatrzymał.
- Powodzenia i Justin skończ z ćpaniem. To ci nic dobrego nie przyniesie. Leć już.
Pokiwałem głową i ruszyłem chodnikiem w stronę plaży.
Od godziny przechadzałem się po całej Miami Beach i jej zakamarkach. Nie było jej nigdzie. Nie traciłem jednak nadziei i ciągle myślałem, że jednak ją znajdę i wrócimy razem do domu. O tej godzinie było tutaj mało ludzi, ale jedno rzuciło mi się w oczy. Ten skurwiel. Ten blondyn, do którego się przytulała moja księżniczka dzisiaj. Siedział na plaży z jakąś dziewczyną. Wydaje mi się, że ona też była wtedy z nimi. Może on był moją szansą, na to, żeby się dowiedzieć gdzie jest Chan.
- Hej! - zawołałem, na co odwrócił głowę w moją stronę i podeszłem do niego.
- Co ty chcesz jeszcze ode mnie chłopie? - wstał i zapytał z pogardą.
- Musisz mi pomóc - pominąłem to, że oczekiwał ode mnie przeprosin.
- Słucham? - zapytał z niedowierzeniem - Dlaczego miałbym to robić? Jakoś nie zrobiłeś na mnie dobrego pierwszego wrażenia.
- Proszę cię - powiedziałem błagalnie - Chodzi o Chanel. Niewiem ile się znacie, ale... Ale czy ty wiesz co się z nią dzieje? Uciekła.
- Wcale się jej nie dziwię, po tym co jej zasugerowałeś, no, no naprawdę niezły z ciebie facet. - pokręcił głową.
- Wiesz gdzie ona jest? - zapytałem - Muszę ją przeprosić i wyjaśnić wszystko.
- Powiedzmy, że wiem. Ale nie możemy tak łatwo powiedzieć, że ci powiem.
- Co chcesz wzamian? - zmęczony jego debilizmem i olewaniem sytuacji zapytałem.
- 500$ - oznajmił - Nie chciała, żebym ci mówił, ale potrzebna jest mi kasa, a ty i tak nie zdołasz jej już zatrzymać.
- Zgoda, więc?
- Dzisiaj o 22:00 miała wykupiony bilet na samolot do Kalifornii. Nic nie mówiła więcej, tylko, że zadzwoni do nas. Teraz pieniądze. - wyciągnął rękę. Wyciągnąłem z kieszeni banknoty i podałem mu. Jebany skurwiel - pomyślałem kiedy odchodziłem, kierując się do głównej ulicy. Spojrzałem na zegarek, widniejący na moim nadgarstku. 22:37. Za późno. Jednak jeśli nie zobaczę to się nie dowiem. Pobiegłem na parking, wsiadłem do samochodu i z piskiem opon ruszyłem na lotnisko.
Na hali panował tłok. Przemieszczało się tu mnóstwo osób z walizkami. W takim tępie nawet gdybym chciał nie znalazł bym Chanel. Spojrzałem więc poprostu na tablicę, na której widniały godziny startów ostatnich lotów.
"Los Angeles - 22:15 - wystartował"
Panika zawładnęła moim ciałem. Mogę ją stracić. Co jeśli pojedzie do dziadków oni nigdy mi nie pozwolą się już z nią zobaczyć. Przepchałem się do kasy biletowej ignorując wołanie, że powinienem stać w kolejce.
- Chciałbym zarezerwować bilet do Los Angeles, najlepiej jeszcze na dziś lub jutro rano. - powiedziałem starając się być opanowany.
Kobieta za biurkiem przytaknęła i zaczęła sprawdzać w komputerze wolne miejsca.
- Niestety - zaczęła - Ale z tego co tu widzę do Los Angeles może pan lecieć dopiero za jakiś tydzień.
- Co?! - krzyknąłem tak głośno, że kilkadziesiąt osób się odwróciło - Czemu dopiero za tydzień? Co takiego jest w Los Angeles, że nie ma miejsc? Brad Pitt, on tam zawsze był.
- Festiwal filmowy w Hollywood, nawet pan niewie ile osób tam leci, a druga sprawa jest taka, że mamy aktualnie remonty samolotów i jest ich znacznie mniej. Staramy się panować nad sytuacją, jednak teraz nie ma innej możliwości. - uśmiechęła się.
- To na kiedy mogę rezerwować bilet? - zdenerwowany już zapytałem oschle.
- Na dokładnie za dwa tygodnie. Tak aktualnie wygląda sytuacja, przepraszam. - oznajmiła i zaczęła obsługiwać następną osobę.
Moje szczęście z Chanel i ona u mojego boku jest ważniejsze niż jakiś jebany festiwal - miałem ochotę wydrzeć się na całe lotnisko, jednak się powstrzymałem. Z miną mordercy wyszłem z budynku wybierając przy okazji numer telefonu Tayler'a.
- No co jest? - zawołał - Właśnie jestem na imprezie.
- Masz mi pomóc - oznajmiłem stanowczo.
- Co jest? - uspokoił głos i wyszedł z pomieszczenia, bo muzyka przestała grać.
- Chanel wyjechała do Los Angeles, nie można się tam teraz dostać bo jest pierdolony festiwal w Hollywood, mam zarezerwowane bilety na za dwa tygodnie, a nie mogę przez tyle czasu nie wiedzieć co się z nią dzieje - wykrzyczałem.
- Mam pomysł. Ja też się nie dostanę do Los Angeles teraz więc jeśli chcesz mogę powiedzieć moim znajomym, takim zaufanym - sprostował - Nikt z biznesu, żeby zdawali mi relacje z tego z kim się spotka i co robi.
- Świetnie, podaj mu mój numer i ma mi o wszystkim mówić. - oznajmiłem i zakończyłem połączenie.
Leżałem w łożku próbując zasnąć. Od godziny kręciłem się z boku na bok. Jednak ciągle myślałem o niej. Brakowało mi jej tutaj i tak bardzo teraz chciałem ją przytulić. Jaką mam gwarancję, że jak tam polecę to mi wybaczy? Żadną i ja bym się jej nie dziwił. Jestem zjebanym chujem.
-------------------------------
Hej więc mamy nowy rozdział, taki średniej długości haha :)
Więc sprawa jest taka. Chcielibyście, żebym dodała wam w Wiligię ONE-SHOTA z Justinem i Chanel, takie odbiegającego całkiem od tematu? - piszcie w komentarzach:)
Czekam na wasze opinie i odpowiedzi, kocham was @polishkidrauhll xx
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Ooo jak szybciutko <3 Chyba zdrówko dopisuje :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: TAK!!! Jasne, ze chcemy cos na osłodę po ostatnich wydarzeniach i to super pomysł :)
Rozdział świetny jednak co oni wyprawaiaja ?! To nie tak miało byc no, mieli sie pogodzić w tym rozdziale a on miał ją przeprosić :( Mam nadzieje, że znajdzie sie sposób, na to, żeby Justin pojechał do Californi i sie pogodzą :)
Świetny jak zawsze kochanie, weeeny ;* ~ Justyna
I go zostawiła :-\ Tak chcemy żebyś dodała :-D
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńTak. Bardzo chętnie. Potrzebne nam pocieszenie.
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału, to sam w sobie świetny. Ale co oni robią! Mieli być happy i wogóle...
Życzę im szczęścia, a Tobie weny.
Di napisania, Anonimek ;*
Dziekuje <3
Usuńkocham twoj blog, swietny rodzial :*kiedy nastepny, umieram juz od tego czekania :( i zycze weny :)
OdpowiedzUsuńDziekuje ;*
UsuńPostaram się jutro, bo w końcu będzie koniec nauki, przepraszam was <3
Omgggg :0
OdpowiedzUsuń