niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 18

Na dole mam do was pytanie w notce, więc ją przeczytajcie i piszcie w komentarzach :) Miłego czytania x
-----------------------------------------------------------

To było dla mnie nie do pojęcia. Nie mogłem pojąć dlaczego mnie zostawiła. Ona poprostu powiedziała, że to koniec, otworzyła drzwi i sobie wyszła. Mój umysł jakby wtedy otrzeźwiał, docierało do mnie każde słowo przez nią wypowiedziane, dogłębnie. Dobrze usłyszałem, kiedy powiedziała coś co mnie zabolało najbardziej "Już cię nie kocham" zdanie to wypowiadane z jej ust, z pogardą, z taką szczerością. Prosto w oczy. To mnie zniszczyło i całe moje ego, czy też to jaki zawsze twardy byłem runęło w jednej chwili. Stałem jak sparaliżowany wpatrując się w zamknięte drzwi. Cisza panująca w domu doprowadzała mnie do pewnego szału i niesamowitego pragnienia usłyszenia jej głosu, lub otwierających się drzwi wejściowych. Powinienem iść jej szukać? Może ona niechce, żebym to robił. Może poprostu chce sobie wszystko przemyśleć i wróci. Jednak na dworze robiło się coraz ciemniej, a mój instynkt uświadamiał mnie o niebezpieczeństwach czekających w nocy na taką młodą dziewczynę. Co jeśli ktoś by ją napadł, pobił, zgwałcił... Na samą myśl o tym do mojej głowy przyszło wspomnienie Zacka i tego co pragnął jej zrobić. Czerwona lampka się zapaliła i biegiem wyszedłem z domu. 
Trafiając na oświetlone latarniami ulice Miami nie wiedziałem co mam zrobić. Gdzie iść. Nie wiedziałem gdzie powinienem jej szukać. Wtedy czarne Porshe zatrzymało się przede mną i mój wieczór z tragicznego zmienił się w najgorszy koszmar. Z samochodu wysiadł Tayler z jebanym uśmieszkiem. 
- Yo, Bieber! - zawołał i poszedł do mnie - Mówiłem, że wrócę. Trochę się spóźniłem, ale poprostu miałem kilka spraw do załatwienia przed tobą - oznajmił.
- Mam kase. 
- Świetnie - zawołał - Masz gotówkę? 
- Tak - odpowiedziałem i podałem mu plik pieniędzy zapakowany w kopertę. 
- Lepiej, żeby było równo - syknął i zaczął liczyć banknoty. 
- Inaczej być nie może. 
- Muszę ci coś powiedzieć - rzucił pieniądze do samochodu i popatrzył się na mnie - Po pierwsze to sory stary, ale nie miałem kasy i dlatego tak napadłem na ciebie, znasz biznes tam nikt na mnie czekał nie będzie, serio niechcę przez kase stracić takiego spoko kumpla - oznajmił z uśmiechem.
- No jasne, rozumiem cię. Wiem jak jest - odpowiedziałem i włożyłem ręce do kieszeni - A ta druga sprawa? - zapytałem unosząc brwi do góry.
- Bardziej prywatna - skwitował - Wsiadaj do samochodu, żeby nikt nie usłyszał. 
- Nie mogę - pokręciłem głową - Pokłóciłem się z Chanel i muszę jej szukać. 
- To ma związek z Chanel, wsiadaj - odpowiedział i otworzył drzwi od strony pasażera. 
Bez namysłu wsunąłem się na skórzane siedzenia jego samochodu. Tayler miał mi do powiedzenia coś na temat mojej dziewczyny, a ja byłem zdeterminowany, żeby się tego dowiedzieć. 
- Więc? O co chodzi? - zacząłem temat i obniżyłem się na fotelu. 
- Wiem wszystko - oznajmił sprawiając, że moja twarz skamieniała.
- Wiesz co? - zapytałem głupio, chociaż znałem odpowiedź. 
- Jesteście razem - zaczął - To znaczy niewiem na jakiej zasadzie to działa, ale wiem, że ty kochasz ją, a ona ciebie. Tak jak para. Nie rodzeństwo. - zapalił papierosa. 
- Tayler - westchnąłem - To nie tak jak myślisz, my poprostu... 
- Wyluzuj stary - zaśmiał się - To dziwne, nieźle dziwne, ale ona jest piękną dziewczyną. Wiedziałem już dawno - ciągnął - Gdyby była dla ciebie tylko siostrą nie zachowywałbyś się tak. Przecież to jasne po co wyjechałeś i nie zamierzam cię z to potępiać, ani jej. I szczerze to życzę wam szczęścia - zakończył i szturchnął mnie w ramię. 
- Tego nam brakuje - westchnąłem smutno. 
- Wiem - znowu mnie zaskoczył - Czekałem tutaj na ciebie w okolicy i widziałem Chanel zapłakaną wybiegającą z domu. Zjebałeś. 
- Wiem i chcę to naprawić, ale nie mam pojęcia gdzie ona jest. 
- Widziałem ją jak szła w stronę plaży, poszukaj tam - oznajmił. 
- Dzięki, ja muszę w takim razie lecieć - otworzyłem drzwi i już miałem wychodzić, kiedy mnie zatrzymał. 
- Powodzenia i Justin skończ z ćpaniem. To ci nic dobrego nie przyniesie. Leć już. 
Pokiwałem głową i ruszyłem chodnikiem w stronę plaży. 

Od godziny przechadzałem się po całej Miami Beach i jej zakamarkach. Nie było jej nigdzie. Nie traciłem jednak nadziei i ciągle myślałem, że jednak ją znajdę i wrócimy razem do domu. O tej godzinie było tutaj mało ludzi, ale jedno rzuciło mi się w oczy. Ten skurwiel. Ten blondyn, do którego się przytulała moja księżniczka dzisiaj. Siedział na plaży z jakąś dziewczyną. Wydaje mi się, że ona też była wtedy z nimi. Może on był moją szansą, na to, żeby się dowiedzieć gdzie jest Chan. 
- Hej! - zawołałem, na co odwrócił głowę w moją stronę i podeszłem do niego. 
- Co ty chcesz jeszcze ode mnie chłopie? - wstał i zapytał z pogardą. 
- Musisz mi pomóc - pominąłem to, że oczekiwał ode mnie przeprosin. 
- Słucham? - zapytał z niedowierzeniem - Dlaczego miałbym to robić? Jakoś nie zrobiłeś na mnie dobrego pierwszego wrażenia. 
- Proszę cię - powiedziałem błagalnie - Chodzi o Chanel. Niewiem ile się znacie, ale... Ale czy ty wiesz co się z nią dzieje? Uciekła. 
- Wcale się jej nie dziwię, po tym co jej zasugerowałeś, no, no naprawdę niezły z ciebie facet. - pokręcił głową. 
- Wiesz gdzie ona jest? - zapytałem - Muszę ją przeprosić i wyjaśnić wszystko. 
- Powiedzmy, że wiem. Ale nie możemy tak łatwo powiedzieć, że ci powiem.
- Co chcesz wzamian? - zmęczony jego debilizmem i olewaniem sytuacji zapytałem. 
- 500$ - oznajmił - Nie chciała, żebym ci mówił, ale potrzebna jest mi kasa, a ty i tak nie zdołasz jej już zatrzymać. 
- Zgoda, więc? 
- Dzisiaj o 22:00 miała wykupiony bilet na samolot do Kalifornii. Nic nie mówiła więcej, tylko, że zadzwoni do nas. Teraz pieniądze. - wyciągnął rękę. Wyciągnąłem z kieszeni banknoty i podałem mu. Jebany skurwiel - pomyślałem kiedy odchodziłem, kierując się do głównej ulicy. Spojrzałem na zegarek, widniejący na moim nadgarstku. 22:37. Za późno. Jednak jeśli nie zobaczę to się nie dowiem. Pobiegłem na parking, wsiadłem do samochodu i z piskiem opon ruszyłem na lotnisko. 

Na hali panował tłok. Przemieszczało się tu mnóstwo osób z walizkami. W takim tępie nawet gdybym chciał nie znalazł bym Chanel. Spojrzałem więc poprostu na tablicę, na której widniały godziny startów ostatnich lotów. 
"Los Angeles - 22:15 - wystartował" 
Panika zawładnęła moim ciałem. Mogę ją stracić. Co jeśli pojedzie do dziadków oni nigdy mi nie pozwolą się już z nią zobaczyć. Przepchałem się do kasy biletowej ignorując wołanie, że powinienem stać w kolejce. 
- Chciałbym zarezerwować bilet do Los Angeles, najlepiej jeszcze na dziś lub jutro rano. - powiedziałem starając się być opanowany. 
Kobieta za biurkiem przytaknęła i zaczęła sprawdzać w komputerze wolne miejsca. 
- Niestety - zaczęła - Ale z tego co tu widzę do Los Angeles może pan lecieć dopiero za jakiś tydzień. 
- Co?! - krzyknąłem tak głośno, że kilkadziesiąt osób się odwróciło - Czemu dopiero za tydzień? Co takiego jest w Los Angeles, że nie ma miejsc? Brad Pitt, on tam zawsze był.
- Festiwal filmowy w Hollywood, nawet pan niewie ile osób tam leci, a druga sprawa jest taka, że mamy aktualnie remonty samolotów i jest ich znacznie mniej. Staramy się panować nad sytuacją, jednak teraz nie ma innej możliwości. - uśmiechęła się. 
- To na kiedy mogę rezerwować bilet? - zdenerwowany już zapytałem oschle. 
- Na dokładnie za dwa tygodnie. Tak aktualnie wygląda sytuacja, przepraszam. - oznajmiła i zaczęła obsługiwać następną osobę. 
Moje szczęście z Chanel i ona u mojego boku jest ważniejsze niż jakiś jebany festiwal - miałem ochotę wydrzeć się na całe lotnisko, jednak się powstrzymałem. Z miną mordercy wyszłem z budynku wybierając przy okazji numer telefonu Tayler'a. 
- No co jest? - zawołał - Właśnie jestem na imprezie. 
- Masz mi pomóc - oznajmiłem stanowczo. 
- Co jest? - uspokoił głos i wyszedł z pomieszczenia, bo muzyka przestała grać. 
- Chanel wyjechała do Los Angeles, nie można się tam teraz dostać bo jest pierdolony festiwal w Hollywood, mam zarezerwowane bilety na za dwa tygodnie, a nie mogę przez tyle czasu nie wiedzieć co się z nią dzieje - wykrzyczałem. 
- Mam pomysł. Ja też się nie dostanę do Los Angeles teraz więc jeśli chcesz mogę powiedzieć moim znajomym, takim zaufanym - sprostował - Nikt z biznesu, żeby zdawali mi relacje z tego z kim się spotka i co robi. 
- Świetnie, podaj mu mój numer i ma mi o wszystkim mówić. - oznajmiłem i zakończyłem połączenie. 

Leżałem w łożku próbując zasnąć. Od godziny kręciłem się z boku na bok. Jednak ciągle myślałem o niej. Brakowało mi jej tutaj i tak bardzo teraz chciałem ją przytulić. Jaką mam gwarancję, że jak tam polecę to mi wybaczy? Żadną i ja bym się jej nie dziwił. Jestem zjebanym chujem. 
------------------------------- 
Hej więc mamy nowy rozdział, taki średniej długości haha :) 
Więc sprawa jest taka. Chcielibyście, żebym dodała wam w Wiligię ONE-SHOTA z Justinem i Chanel, takie odbiegającego całkiem od tematu? - piszcie w komentarzach:) 
Czekam na wasze opinie i odpowiedzi, kocham was @polishkidrauhll xx 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

8 komentarzy:

  1. Ooo jak szybciutko <3 Chyba zdrówko dopisuje :)
    Po pierwsze: TAK!!! Jasne, ze chcemy cos na osłodę po ostatnich wydarzeniach i to super pomysł :)
    Rozdział świetny jednak co oni wyprawaiaja ?! To nie tak miało byc no, mieli sie pogodzić w tym rozdziale a on miał ją przeprosić :( Mam nadzieje, że znajdzie sie sposób, na to, żeby Justin pojechał do Californi i sie pogodzą :)
    Świetny jak zawsze kochanie, weeeny ;* ~ Justyna

    OdpowiedzUsuń
  2. I go zostawiła :-\ Tak chcemy żebyś dodała :-D

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak. Bardzo chętnie. Potrzebne nam pocieszenie.
    A co do rozdziału, to sam w sobie świetny. Ale co oni robią! Mieli być happy i wogóle...
    Życzę im szczęścia, a Tobie weny.
    Di napisania, Anonimek ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. kocham twoj blog, swietny rodzial :*kiedy nastepny, umieram juz od tego czekania :( i zycze weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje ;*
      Postaram się jutro, bo w końcu będzie koniec nauki, przepraszam was <3

      Usuń