sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 4

Obudziły mnie ręce trzymające mnie w pasie tak mocno, że ciężko było oddychać. Delikatnie, aby nie obudzić szatyna obróciłam się twarzą do niego. Jego włosy były w totalnym nieładzie, a malinowe, pełne usta były lekko uchylone. W pokoju panował półmrok, słońce przedostawało się jedynie przez rolety. Dzisiaj pierwszy raz od, tak naprawdę nie pamiętam kiedy spałam z bratem w jednym łóżku. To było dziwne. Niewiem co się ze mną dzieje. Od jakiegoś czasu zaczynam odbierać Justina nie tylko jako głupiego brata, ale jako przystojnego, opiekuńczego mężczyznę. Powinnam się chyba udać to psychologa, albo niewiem kto się tym zajmuje, ale nie jest to normalne, a mi nie przechodzi. Sięgnęłam na stolik do kawy i szybko sprawdziłam godzinę. Była już 7 co oznaczało, że już za pół godziny muszę wstać. Może raz w życiu nie będę denerwować Justina i wcześniej się przygotuje. Po cichu wstałam, a szatyn niespokojnie się poruszył. Szybko weszłam na piętro i do mojego pokoju, gdzie wybrałam strój na dzisiaj, a następnie zamknęłam się w łazience. Spojrzałam w lustro i w moich oczach zebrały się ponownie łzy. Wszystkie złe wspomnienia poprzedniego wieczoru wróciły do mnie, kiedy na mojej twarzy widniały resztki wczorajszego makijażu. Nie mogłam być słaba i znowu płakać i robić z siebie ofiarę przed Justinem. On ma już dużo kłopotów przeze mnie, wystarczy mu. Szybko się wykąpałam, przebrałam i zeszłam do kuchni, aby przygotować nam śniadanie. 
Sobie - jak zawsze - zrobiłam truskawkowe musli, a bratu kanapki, bo on jakby to powiedzieć, aby go nie obrazić, lubi dużo jeść. Myślałam, że zostało mi więcej czasu, kiedy usłyszałam budzik dzwoniący na cały dom. Naszczęście Justin się obudził i wyłączył to ustrojstwo. Gdybym tylko mogła to co rano leciałby przez okno, ale szkoda mi telefonu. 
- Cześć młoda - zaspanym głosem przywitał się ze mną, biorąc z wieszaka szarą, dużą bluzę. 
- Hej stary, zrobiłam ci śniadanie, tym razem nic nie dodałam - uśmiechnęłam się złośliwie kończąc moją porcje. 
- Nie wierze ci, ale jestem teraz zbyt głodny na zastanawianie się, tylko wiesz co jak już to przydałaby się jeszcze kawka - oczywiście nie umie nic docenić. No cóż, wczoraj mi pomógł trzeba się poświęcić - pomyślałam i z niechęcią wstałam by zrobić kawę, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. O tej porze? 
- Justin, rusz się i idź otworzyć! - zawołałam włączając jednocześnie ekspres.
- Dzień dobry, James Lancaster, policja. Czy Pan Justin Bieber? - usłyszałam gruby głos i momentalnie znieruchomiałam. 
- Tak, o co chodzi? - zapytał również zdziwiony Justin, co dało się wyczuć w jego głosie. 
- Został pan wskazany na osobę, która pobiła wczoraj pana Evans'a proszę z nami w celu złożenia wyjaśnień. 
- Tak już chwileczkę, tylko powiem siostrze. - odpowiedział i chwilę później zjawił się przy mnie. 
- Justin pujdziesz do więzienia! Mogłeś go nie uderzać, co ja teraz zrobię? - spanikowana mówiłam. 
- Nie pujdę do więzienia, idź do szkoły przyjadę po ciebie. Nie martw się. - i poprostu wyszedł razem z policją. 
Świat się na mnie uwziął? Dlaczego do cholery wszystko się sypie? Co zrobiłam w moim poprzednim życiu, że teraz muszę pokutować? Z rezygnacją wzięłam plecak, ubrałam trampki i ruszyłam do znienawidzonego budnynku, a na nos oczywiście zakładając okulary.
Droga minęła mi dosyć szybko jak na mnie, cały czas myślałam o tym co z Justinem. Mam nadzieję, że zobaczę go pod szkołą po lekcjach, jak nie to dom dziecka gwarantowany. 
Przekraczając próg szkoły doszły do mnie krzyki uczniów, a to źle bo ja lubię ciszę. 
- Chanel! Gdzieś ty była? Alex powiedziała, że pół dnia cię wczoraj nie było w szkole. - Vanessa rzuciła mi się na szyję z wielkim uśmiechem. 
- Stukłam nos Chrisowi i brat mnie zabrał do domu, takie tam nic - uśmiechnęłam się. 
- Laska, serio? Jeden dzień mnie nie było! Justin musiał być na maksa wkurzony co nie? Masz szlaban? - była bardzo podekscytowana moim czynem. Tak właśnie, rządzę. 
- Właściwie... To uznał, że dobrze zrobiłam - zadowolona, z tego, że bójka uszła mi na sucho przemierzałam korytarz, chciałam zapomnieć o wczoraj i dzisiejszym poranku. 
- Ty to masz fajnego brata, nie to co ja. - westchnęła - Gówniarz tylko psuć potrafi. 
- No, to jedno mi akurat życie fajne dało. Bo nic innego nie widzę. 
- Ej, a ja? - krzyknęła oburzona - Jeszcze raz tak powiesz Bieber, a zostawię cię. - i zaczęłyśmy się śmiać. Cały dzień w szkole nie widziałam wstrętnej mordy Chrisa, ani nikogo innego kto tak bardzo mnie tu irytował. Dzwonek po ostatniej lekcji oznaczał dla mnie dwie rzeczy. Pierwszą - wolność, a drugą - wiadomość czy Justin wyszedł z komisariatu. Biegiem wyszłam ze szkoły. Stanęłam na szczycie schodków prowadzących do budynku i wypatrywałam czarnej BM'ki, ale jej nie było. Jego też nie było. To niemożliwe. Poczułam ukłucie w sercu, że znowu będzie miał przeze mnie problemy i może nawet stracić pracę. Chciałam poprostu w tej chwili wrócić do domu. Więc biegiem ruszyłam w stronę mieszkania. Kiedy byłam już pod domem zwolniłam kroku. Znasz to uczucie kiedy bardzo chcesz wiedzieć czy coś się udało, ale boisz się, że tak nie jest i wtedy niechcesz wiedziec? Tak właśnie miałam teraz. Tak czy inaczej przekręciłam klucz w drzwiach i weszłam do domu. I automatycznie się uśmiechnęłam. 
- Justin! - rzuciłam torbę w kąt i wbiegłam wprost do ramion brata, dziwne - Myślałam, że tam zostałeś. Nie było cię pod szkołą, martwiłam się. 
- Nie zdążyłem, nie musiałaś się martwić - postawił mnie na nogi i wrócił do patrzenia w ekran laptopa - Jak w szkole? - zapytał, chociaż znał dobrze odpowiedź, a mój wzrok potwierdził tylko jego przekonania. 
- Idę zaraz na basen z koleżankami, będę wieczorem okej? - upewniłam się, że nie przeszkadza mu to i spakowałam butelkę wody do plecaka. 
- Jasne, idź. Baw się dobrze! 

                                                    ********
Kiedy Chanel wyszła, postanowiłem to zrobić. Nie jestem uzależniony, ale od czasu do czasu tego potrzebuje. Podszedłem do szuflady w kuchni i wyciągnąłem woreczek z białym proszkiem. Zadowolony z widoku wróciłem na kanapę i wysypałem zawartość na stół. Zwinąłem 100$ banknot w rulon i nie mogąc się doczekać efektów wciągnąłem jedną kreskę. Nigdy nie myślałem, kiedy to robiłem. Nie myślałem nad konsenfenkcjami. Chwilę potem poczułem już działanie narkotyku w moim organiźmie i byłem bardzo rozluźniony. Nie miałem w tej chwili prawie żadnych problemów. Jedynym problemem było w sumie to, że ktoś znowu dobijał się do drzwi, a ja byłem zmuszony otworzyć. 
- Hej, jestem Clary, siostra kolegi ze szkoły Chanel. Młody jest chory, a musiał oddać podręcznik, więc przyniosłam. Jest może twoja siostra? - zapytała unosząc brew do góry. 
- Clary słonko... Mojej siostry nie ma, ale jestem pewnien, że ja też spełnię twoje oczekiwania. - powiedziałem niskim głosem i puściłem jej oczko. 
Dziewczyna chyba zrozumiała o co chodzi, weszła do środka i zamknęła drzwi. Nie widziałem do końca co robię, nie panowałem nad tym, ale była bardzo ładna, a ja bardzo napalony. 
Nie pytając jej o zdanie wpiłem się w jej usta i podniosłem ją do góry. Blondynka oplotła nogi wokół mojego pasa i oddała pocałunek. Przeniosłem ją na blat i posadziłem na nim. Oderwałem się od jej ust i zacząłem schodzić z pocałunkami niżej, ściągając przy okazji jej krótki top. Czułem jak jej ręce wędrują po moim torsie, a palce zahaczają o pasek moich jeansów. W pokoju robiło się coraz bardziej gorąco, a ja nie mogłem się już kontrolować. Dziewczyna szybkim ruchem pozbyła się paska a następnie zsunęła moje spodnie. Będą sprawiedliwym szarpnąłem za jej krótkie szorty, które poleciały na podłogę. Jej ręka powędrowała na mojego członka i zaczęła jeździć po nim dłonią, co doprowadzało mnie do szału. Nie będąc jej dłużny zaczęłem całować jej piersi. Wtedy drzwi od domu się otworzyły, a w nich stanęła postać Chanel. Dziewczyna stała zaszokowana w progu drzwi, a Clary widząc ją szybko zaczęła się ubierać. 
- Co tu się kurwa dzieje? - krzyknęła czerwona ze złości szatynka. 
- Ja.. To jest Clary i my... - chciałem się wytłumaczyć sensownie, ale to w jakiej pozycji nas zastała nie potrzebowało wiele do wyjaśniania. 
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że wróciłam wcześniej bo tata przyjechał po Vanessę, ale to chyba mało ważne. - oznajmiła i szybko udała się najprawdopodobniej do swojego pokoju. 
- To tylko twoja siostra, po co te nerwy - zaczęła blondynka jeżdżąc paznokciami po moim torsie. 
- Wyjdź - powiedziałem i nawet nie czekałem na wyjaśnienia, tylko wyprowadziłem ją za drzwi. 
Niewiem co we mnie wstąpiło, przyszła dziewczyna oddać książkę, a ja byłem gotowy zrobić sobie z nią dziecko. Pomijając fakt, że ona sama musiała być dziwką, że tak szybko chciała się wpakować mi do łóżka, albo do zlewu, ponieważ byliśmy w kuchni. Chanel się obraziła niewiadomo o co. Co ja mam za życie. I na dodatek zostałem nowym szefem firmy, gdyż monitoring udowodnił winę Zacka. Nawet nie zdążyłem się pochwalić Chan.
- Kurwa! - krzyknąłem najprawdopodobniej na cały dom, chociaż nie ździwiłbym się gdyby słyszała mnie cała ulica i uderzyłem pięścią w stół. 

Reszte dnia spędziłem samotnie grając w GTA na konsoli. Moja siostra nie wyszła z pokoju nawet na dwie sekundy, trudno. Ale jej nieobecność mnie irytowała i to, że tak naprawdę niewiem o co jej chodzi jeszcze bardziej. Nie lubię, kiedy jestem nie powiadomiony o wszystkim, więc rzuciłem pad'a na kanapę i udałem się do pokoju szesnastolatki z hukiem otwierając drzwi. 
- Przychodzisz do domu i zastajesz mnie rozumiem w takiej sytuacji, ale nie rozumiem czemu szczelasz jakiegoś jebanego focha? O co ci chodzi? Jestem dorosły mogę sobie robić co chcę, a ty to zaakceptuj - wydarłem się na zszokowaną moim wybuchem Chanel. 
Dziewczyna bez słowa wstała i podeszła bliżej mnie. 
- Przestań się na mnie drzeć, wróć do Clary! I gdybyś nie wiedział to o ciebie mi chodzi baranie! A teraz wyjdź i nie przychodź tutaj. Jutro idę sama do szkoły. - na tym kończąc zamknęła drzwi. O mnie jej chodzi? Teraz zrozumiałem, co ja wogóle robię. Wydarłem się na najważniejszą osobę w moim życiu bez powodu... Oskarżyłem moje słońce o to co było moją winą...
----------------------------------------------
Hej, hej i jest rozdział 4!!! Bardzo się cieszę, że mam wenę na pisanie, jak narazie, bo potem różnie bywa :) Rozdział moim zdaniem trochę nudny. Justin ma huśtawkę nastrojów jak kobieta. Myślicie, że duma pozwoli mu przeprosić Chanel? Do następnego, love ya xx @polishkidrauhll

2 komentarze:

  1. Moje słońce...
    Moje słońce...
    Moje słońce...
    Teraz bez końca będę o tym myśleć, serio. To jest tak cholernie idealne. To, jaki on jest dla niej czuły. Ale teraz nie musiał się tak drzeć, eh, głupi Bieber, no ale co zrobimy. Nic nie zrobimy, taki jego urok. Ale ej, niech on się trzyma z dala od tej dziewczyneczki co do niego przyszła. Łapki z dala, a bliziutko Chanell haha.
    Rozdział niesamowity. Jestem ciekawa, czy Justin przeprosi... Swoje słońce... Aww, ile bym dała, żeby usłyszeć takie słowa ^^
    final-justice-jb.blogspot.com
    whatever-people-say-jb.blogspot.com
    last-breath-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuje :) Oj ile by każda z nas dała, żeby to usłyszeć ❤️

    OdpowiedzUsuń