piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 8

Myślałem, że obydwoje wyjdziemy z tego cali. Kiedy wiedziałem co nastąpi za kilka sekund, chciałem wskoczyć przed siostrę i obronić ją własnym ciałem przed tym co mogło się stać, ale nie zdążyłbym. Złapałem jej rękę i mocno ścisnąłem. Ona zrobiła to samo, chciałem czuć, że wszystko z nią w porządku, dopóki siła uderzenia tak rzuciła moim ciałem, że uderzyłem głową o szybę, a ta się rozbiła. Niewiem jak to nazwać, zmedlałem, omdlałem... Nie umiałem otworzyć oczu, nic nie słyszałem, nie mogłem złapać oddechu, ale czułem jeszcze wszystko. Najprawdopodobniej była to ona. Szarpała moją prawą rękę, a potem czułem jej dłonie na włosach, następnie nic. Pustka, odpłynąłem. 

                                             *********
Nim się obejrzałam byliśmy już w szpitalu. Panował tam straszny zamęt, ponieważ był to najbliższy szpital od autostrady, a oprucz nas ucierpiały też osoby jadące za nami. Lekarze wraz ze mną przedostali się przez przepełnione korytarze do sali zabiegowej. Gdzie panowała cisza, której mogłam doświadczyć pierwszy raz od godziny. 
- Proszę się położyć, pielęgniarka panią opatrzy, ja muszę się zająć innymi w tym momencie - oznajmił lekarz, który był ze mną w karetce. 
- Dzień dobry, nazywam się Bella, jestem tutaj pielęgniarką. - przedstawiła się z uśmiechem młoda dziewczyna. 
- Niezbyt dobry - odburknęłam i położyłam się na leżance, kiedy ona pomijając mu niegrzeczny komentarz zabrała się do pracy. Przemyła wodą wszystkie moje nawet najmniejsze rany. 
- Teraz zabiorę cię na prześwietlenie, musimy sprawdzić czy nie masz połamanych żeber - nadal z irytującym jak dla mnie uśmiechem oznajmiła i razem wyszłyśmy do innej sali. 
Na szczęście nic mi nie było. Wszyscy byli ździwieni, że po takim wypadku nie uległam wielkim obrażeniu. Ale jednak nie wszyscy mieli takie szczęście - pomyślałam i olśniło mnie nagle, że przecież Justin również jest w tym szpitalu, nie mieli by czasu na żaden inny. Założyłam spowrotem po badaniu moją bluzę i migiem udałam się do recepcji, gdzie nadal tłumiło się od osób. Grzecznie ustawiłam się na końcu kolejki, kiedy jednak po 10minutach czekania nie poruszyłam się nawet o krok, postanowiłam szukać szybszego rozwiązania i w kilka sekund znalazłam się pod biurkiem recepcjonistki starając się nie zwracać uwagi na oburzonych moim zachowaniem ludzi. 
- Może mi pani powiedzieć gdzie leży Justin Bieber - szybko powiedziałam moją prośbę. 
- Tak, jest pani kimś z rodziny? - piepszone procedury szpitalne. 
- Siostrą, więc? - mój ton głosu się zmienił na bardziej ostry, ale dzisiaj się niczym nie przejmowałam już, 
- Pan Bieber jest teraz na sali operacyjnej. Proszę poczekać przed na drugim piętrze - uśmiechnęła się i zaczęła obsługiwać kolejne osoby, jakby to co mi powiedziała było kurwa powodem jej pierdolonego uśmiechu. Szybko dostałam się do windy i pojechałam na drugie piętro pod salę operacyjną. Było tam pusto, siedziałam tylko ja, a po korytarzu chodzili pacjenci. Teraz byłam dobrej nadzieji, starałam się, niechcialam źle myśleć, bojąc się, że moje myśli mogą się spełnić. Normalnie w takich chwilach czytałabym gazetę, ale nie miałam ochoty na nic, kompletnie. 

Spoglądałam na zegarek w moim telefonie, który cudem przetrwał, minęło półtorej godziny odkąd czekam na jakiekolwiek wieści. Wtedy drzwi prowadzące na salę z hukiem otworzyły się odrywając mój wzrok od ekranu, a z nich wybiegła jakaś kobieta. 
- Przepraszam, tam jest mój brat. Co się dzieje? - zapytałam już trochę spanikowana. 
- Zatrzymanie akcji serca, przepraszam muszę iść po pomoc - krzyknęła w biegu i minęła mnie. Nie musiałam czekać na kolejną dawkę słonej cieczy pod moimi powiekami, łzy lały się po moich policzkach i całej twarzy. To oznacza, że go straciłam? Jeśli tak to... To ja nie mogę żyć sama na tym świecie. Nie mogę. Wiedziałam, że siedzenie tu nie pomoże mi teraz w niczym, możliwe, że on, że Justin teraz patrzy na mnie z góry. Ta myśl nie mogła mnie opuścić. Nie widziałam innych wyjść z tej sytuacji. Wstałam i powolnym krokiem udałam się to łazienki, którą widziałam już wcześniej na tym piętrze. Rozejrzałam się i wyglądało na to, że nie było tam nikogo. Otworzyłam więc drzwi od kabiny, weszłam i usiadłam na podłodze. Sięgnęłam do tylnej kieszeni moich spodenek i wyciągnęłam to co potrzebowałam. Pewnie spytacie dlaczego noszę żyletkę w kieszeni. Moja przyjaciółka kiedyś to robiła, nosiłam ją i mówiłam, że jeśli znowu to zrobi, postąpię w jej ślady. Nie myśląc długo nad moim zamiarem przyłożyłam ją do mojego nadgarstka i zrobiłam pierwszą kreskę. 
- Boże weź mnie, zostaw jego i weź mnie. Ja tak chcę. Pozwól mu przeżyć, chcę żeby korzystał z życia jakie ma, moje nie jest tak wspaniałe, więc zrobisz przysługę nam obu. - błagałam tego u góry robiąc kolejne kreski. Płakałam. Chyba w takich chwilach każdy człowiek płacze. Jednak zapomniałam o jednym. Mianowicie chciałam się z nim jeszcze ostatni raz pożegnać. Musiałam to zrobić zanim dołączę do niego u góry. Wstałam więc i przemyłam moje rany pod kranem. Przy okazji obmyłam czerwoną od ciągłego płaczu twarz. Wyszłam z pomieszczenia i poszłam na moje stare miejsce, gdzie stała grupka lekarzy. 
- O! - krzyknął jeden z nich, kiedy mnie ujrzał - Operacja się skończyła, były kąplikacje, ale udało nam się uratować brata. Było bardzo ciężko, miał wiele obrażeń wewnętrznych. Aktualnie jest na OIOM'ie i działa jeszcze narkoza, ale może pani do niego wejść na chwilę - oznajmił zadowolony najwidoczniej ze swojej pracy. Nie mogłam uwierzyć w jego słowa. Jak to możliwe. Świeże łzy wypłynęły z moich oczu ze szczęścia. Mam go spowrotem. Teraz niepozwole, żeby coś mi go zabrało.
- Dziękuje - szpenęłam i niewiem, chyba ze wdzięczności rzuciłam się temu człowiekowi na szyję - Dziękuje, że pan mu pomógł, ja niewierzyłam, powiedzieli mi, że była zatrzymana akcja serca... Myślałam, że to już koniec, że nigdy więcej go nie zobaczę, chyba, że na pogrzebie - dziękowałam mu, za to, że zrobił wszystko co w jego mocy, żeby uratować mojego Justina. 
- Nie ma za co młoda, naszczęście szybko udało nam się go ściągnąć na ziemię, taka moja praca. Leć do niego - szpnął i pchnął mnie lekko w stronę OIOM'u, który znajdował się na drugim końcu korytarza. 
Otworzyłam szklane drzwi i weszłam do ciemnego pomieszczenia. W środku był tylko on i pielęgniarka siedząca przy biurku w kącie. Na widok jego żywego automatycznie na twarzy pojawił mi się wielki uśmiech. Podeszłam bliżej i usiadłam na krześle obok łóżka szatyna. Niewiedziałam jak się zachować, nigdy nie byłam w takiej sytuacji. 
Delikatnie wzięłam jego dłoń w swoją. Nie była zimna, ale nie była też bardzo ciepła jak zazwyczaj. Nie wyglądał tak jak się spodziewałam, ale nie wyglądał też dobrze. Jego zawsze opalona twarz była teraz blada. Było do niego podłączone mnóstwo aparatur, sprawdzających czynności życiowe oraz wspomagające oddychanie. Jego włosy były w nieładzie, chociaż zazwyczaj są postawione na żel, lekko opadały na czoło. Jednak jedno się nie zmieniło. Jego usta nadal były malinowe. Słyszałam jego ciężki oddech, co potwierdzało, że był żywy. Obróciłam się, bo czułam na sobie wzrok i nie mysliłam się. Pielęgniarka patrzyła się na mnie i Justina, tak jakby miała problem, że wogóle tutaj przyszłam. Dlatego nienawidzę szpitali. On jest tylko mój suko i od dzisiaj nikomu nie pozwolę go zabrać choćby na chwilę. Wróciłam twarzą do Justina i delikatnie kciukiem zaczęłam gładzić jego dłoń. Nie reagował na to, ale nie miałam się co dziwić. 
- Justin, nawet niewiesz co czułam... - postanowiłam mu się wyżalić dopóki nie słyszy moich rozczuleń - Myślałam, że na tym się wszystko skończyło, że zabrali mi ciebie i nigdy nie oddadzą, że nigdy nie usłyszę, jak na mnie narzekasz - uśmiechnęłam się wspominając - Chciałam, aby to mnie Bóg zabrał, nie ciebie i tak by się stało gdyby nie to, że chciałam się pożegnać... Teraz cieszę się, że tego nie zrobiłam. - zakończyłam swój tak właściwie monolog i położyłam głowę obok jego ręki, nie czułam wcześniej zmęczenia, ale teraz odpłynęłam. 

Z głębokiego snu wybudziła mnie czyjaś ręka potrząsająca moje ramię. Niesamowicie niechcący podnosić głowy i otwierać oczy musiałam jednak to zrobić. Podnosiłam się do pozycji siedzącej nie puszczając jednak ręki szatyna. Osoba, która stała przede mną była kimś kogo nigdy w życiu bym się nie spodziewała. Chris. Chłopak stał przede mną ze smutkiem wyrysowanym na twarzy. 
- Hej - zaczął nieśmiało. 
- Cześć - odpowiedziałam nadal zdziwiona jego obecnością. 
- Możemy wyjść, chciałem pogadać? Proszę. - kiwnęłam głową i wyszłam za nim z sali na korytarz. 
- Chanel, wiem, że jesteś zdziwiona tym, że tu jestem, ale oglądałem wiadomości i było o tym wypadku, widziałem twojego brata, ciebie. Musiałem wiedzieć czy wszystko z tobą w porządku - powiedział ściszonym głosem, jakby bał się, że ktoś to usłyszy. 
- Dlaczego chciałeś to wiedzieć? Przecież ostatnio naśmiewałeś się, poruszyłeś taki wrażliwy temat, specialnie. Wyraźnie pokazujesz, że mnie nielubisz, dlaczego teraz się interesujesz mną? - zadawałam pytania i założyłam ręcę na brzuchu. 
- Bo ja.. Podobasz mi się - szepnął i złapał mnie za rękę, jednak się odsunęłam - Wiem, że to nie jest idealna sytuacja, wiem jaki byłem, ale musiałem, bo tak działa szkoła. Wiesz oni, z drużyny nie rozumieją tego. Jesteś śliczna, bardzo cię lubię i kiedy się dowiedziałem, to musiałem wiedzieć, że wszystko z tobą w porządku. - zakończył wpatrując się we mnie. 
- Chris to nie wyjdzie. Przepraszam, ale nie umiem ci zaufać, zakochać się w tobie. Nie umiem poprostu. Miło, że się martwisz, ale wszytko jest okej, idź już proszę - niechcialam dłużej z nim rozmwiać, zaskoczył mnie swoimi słowami. Nigdy nie myślałam, że tak się może stać. Nie mogłam teraz zostawić wszystkiego i zacząć z nim chodzić i jest kilka powodów dlaczego nie. 
- Jeśli mógłbym coś dla ciebie zrobić to... 
- Powiedz dyrektorce o tym co się stało i, że przez najbliższy czas mnie nie bedzie w szkole. Będe miała zwolnienie. Pa - pożegnałam się i lekko go przytuliłam, a następnie odeszłam w stronę kawiarni, by napić się kawy. 
Siedząc przy stoliku odblokowalam telefon i sprawdziłam, że mam 50 nieodebranych połączeń, w tym jedno od dziadków. No tak, ale o tym opowiem później. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. 

                                              ********
Poczułem niesamowity ból głowy i klatki piersiowej. Był nie do zniesienia. Lekko uchyliłem powieki i poruszyłem ręką. Obraz powoli stawał się dla mnie wyraźny. Wraz z moim ruchem przy boku pojawiła się pielęgniarka. Niewiem jak można tak szybko biegać jak ona.
- Obudził się pan. To bardzo dobrze. Szybko jak na taką operację. Jak się pan czuje? - zapytała choć pewnie na zlecenie lekarza, a tak naprawdę w dupie to miała. 
- Boli mnie głowa i ogólnie to chyba wszystko mnie boli. - powiedziałem szczerze, chociaż mój głos był słaby i ciężko było mi mówić. 
- Podamy panu leki przeciwbólowe, proszę odpoczywać. - oznajmiła i chciała odejść kiedy zatrzymałem ją, ponieważ oprzytomniałem i zauważyłem czego brakuje. 
- Gdzie ona jest?! Gdzie jest moja... Moja siostra? - zapytałem z pewną rozpaczą w głosie. Nie widziałem jej obok siebie. Ostatni raz czułem ją przy mnie w samochodzie i nic więcej. Jeśli coś by się jej stało, jeśli... Nie wybaczyłbym sobie tego. Już nigdy. 
- Oh, tak, wyszła kilkanaście minut temu. 
- Zadzwoń do niej z mojego telefonu, powiedz, że ma przyjść - rozkazałem i wskazałem na telefon leżący na półce obok, a dziewczyna z niechęcią wykonała moje polecenie.

Chwilę potem drzwi się otworzyły i do sali wbiegła ona. Nic jej nie było. Była cała i zdrowa. 
- Może pani nas zostawić samych? - zapytałem pielęgniarkę patrzącą się na nas - Obiecuje, że w tym czasie nic mi sie nie stanie, tylko chcę zostać z siostrą sam na sam, potem niech przyjdzie lekarz jeśli jest taka potrzeba. - kobieta posłuchała się mnie i wyszła. Myślałem, że będzie trudniej. 
Chanel usiadła obok mnie na łóżku, a jej oczy błyszczały od zbierających sie pod nimi łez. Odnalazłem jej dłoń i ścisnąłem. 
- Nie płacz proszę cię. Już jest wszystko w porządku, nie lubię kiedy płaczesz - mówiłem i założyłem pasmo jej włosów za ucho, chociaż sam miałem ochotę się rozpłakać. Ze szczęścia. 
- Tak się martwiłam, powiedzieli, że jest źle. Już byłeś prawie w niebie, ale uratowali cię. Gdybym cię starciła.. 
- Cii, już dobrze - przerwałem jej - Nie myśl o tym, widzisz mnie - podniosłem jej podbródek tak by popatrzyła na mnie - Jestem tutaj z tobą. Też się martwiłem, kiedy obudziłem się a ciebie tutaj nie było. - dziewczyna nie przestawała jednak płakać, więc przytuliłem ją do siebie ignorując ból. Wtedy zobaczyłem na jej nadgarstku świeże rany.  To dopiero mną wstrząsnęło. Nie mogłem uwierzyć. Nie mogłem przyjąć do wiadomości, że chciała coś takiego zrobić. 
- Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego chciałaś mi to zrobić? - zapytałem głaszcząc ją po włosach, chciałem zachować spokój. 
- Myślałam, że cię straciłam. Gdyby tak się stało chciałam być tam z tobą, na zawsze. W ostatniej chwili przestałam, bo stwierdziłam, że muszę się pożegnać z tobą. - powiedziała cicho nie podnosząc się. 
- Jesteś jednym co mi się przytrafiło dobrego w życiu. Gdybym się dowiedział, że to zrobiłaś nigdy bym sobie nie wybaczył, nie pogodził się z tym rozumiesz? - podniosłem ją lekko tak, aby móc wiedzieć jej twarz - Nie możesz mi robić takich rzeczy, bo... - zawachałem się - Bo cię kocham Chanel, czuję, że cię kocham nie tak jak siostrę, kocham cię tak jak mężczyzna kocha swoją kobietę, mówiłaś, żeby poczekać, ale jeśli chodzi o mnie to jestem pewnien tego i ten wypadek uświadomił mnie w tym, jesteś jedyną kobietą którą tak kocham, jesteś moją księżniczką, nie mógłbym cie stracić... Nigdy. - wyznałem jej prawdę, nie umiałem się dłużej kryć z tym.
--------------------------
Hej kochani! Wyszedł mi dłuugi rozdział (jak na mnie) tak mi się wydaje. Mi się bardzo podoba, niewiem dlaczego, jest czuły, ale mi się podoba, a szczególnie zachowanie Justina. I przyznam się, że gdyby to nie było moje opowiadanie to pewnie bym płakała na tym rozdziale... A jak wam się podoba? Do następnego i liczę na wasze opinie, xx @polishkidrauhll 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

6 komentarzy:

  1. Jejciu <3 płakałam :c
    Wspaniałe. Całe szczęście, że z nimi wszystko dobrze.
    Wyznanie Justina jest takie wspaniałe. Oby Chan też powiedziała co czuje.
    Dużo weny, do napisania, anonimek ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju haha, nie płacz <3
      Zobaczymy, dziękuje :)

      Usuń
  2. Rety, jaki piękny rozdział. I to wyznanie uczuć na sam koniec, jejku. Uwielbiam ich, jako parę. Oni muszą być razem. Jestem pewna, że jego uczucia względem siostry są odwzajemnione i w rzeczywistości ona również go kocha. Musi mu to jedynie powiedzieć. Reeety, słodko się zrobiło. Całe szczęście Justin przeżył. Do następnego <3
    final-justice-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubie jak jest zbyt słodko, ale cóż poradzić :)
      Dziekuje <3

      Usuń
  3. Płakałam ;( jejku myślałam... On był takie czuły dla niej jak mówił do niej "księżniczko" jejku :c to było takie, też bym tak chciała, on jest taki kochany. Wiem, że ona go też kocha, widac to i ona nie moze go zostawić, bo musza byc razem, a on musi sie nie opiekować. Niewiedzę innego wyjścia :) kocham cię, ze to piszesz i życzę weny kochanie <3 ~ Justyna

    OdpowiedzUsuń