niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 5

Myślisz, że to tylko głupia zabawa, mówisz "tylko raz, tylko spróbuje",a potem okazuje się, że nie kontrolujesz swojego umysłu i czynów. Dopiero po wszystkim dociera do ciebie co tak naprawdę zepsułeś podczas zażywania narkotyków. 
Po tym kiedy Chan zamknęła się w pokoju stwierdziłem, że na dzisiaj nie mam już nic do zepsucia. Wróciłem na kanapę chcąc obejrzeć coś w telewizji, ale każdy kanał miał w sobie coś mnie denerwującego. Zrezygnowany przebiegiem dzisiejszego dnia poprostu poszedłem do pokoju i położyłem się. Czegoś mi brakowało koło mnie. Chanel. Niewiem jak to wytłumaczyć, niewiem dlaczego tak jest, ale lubię jej bliskość, kiedy się przytulamy, kiedy wczoraj spaliśmy koło siebie, miałem wrażenie, że było tak jak chcę. Teraz chciałem za wszelką cenę usnąć i przestać w końcu myśleć. Nie mogłem. Myślałem o tym jak poradzę sobie na nowym stanowisku, czy Zack nie będzie się mścił, czy w końcu wszystko wróci do normy. Nadal rozmyślając nie zauważyłem kiedy odpłynąłem, dopiero trzask drzwiami oznajmił mi, że już najprawdopodobniej pora wstać. Niechciałem, ale obowiązki wzywają. Szybko stanąłem na nogi i zszedłem na dół zrobić sobie śniadanie. W kuchni siedziała już Chanel i kończyła swoje śniadanie. Nie uraczyła mnie nawet spojrzeniem, w co wcale jej się nie dziwię. 
- Podwiozę cię do szkoły - zaproponowałem siadając obok niej, jednak nawet nie zareagowała. Poprostu wstała odłożyła miskę do zmywarki, wzięła plecak i wyszła. Jeśli tak ma wyglądać moje życie to se wole wpakować kulę w łeb. Odrazu odeszła mi ochota na jakiekolwiek jedzenie. Ubrałem spodnie leżące na kanapie i koszulkę. Zabrałem kluczyki i wyszłem z domu. Niewiedziałem jeszcze gdzie iść, ale musiałem ochłonąć i znałem miejsce, gdzie mogę to zrobić. Wsiadłem do auta i ruszyłem. Minęło 20minut i znalazłem się pod bramą cmentarza. Nie lubiłem tego miejsca, było tu tak chłodno. Przeszedłem przez bramę i alejkami pokierowałem się do miejsca, którego nie odwiedzam tak często jak powinienem. Grób rodziców. 
Nie było tu nikogo więc mogłem powiedzieć to co zamierzałem. Bez mocherowych świadków. Usiadłem na ławce i wziąłem głęboki wdech. 
- Cześć mamo, tato. - zacząłem wpatrując się w czarną płytę grobową, na której złotymi napisami widniało moje nazwisko - Wiem, że nie jesteście ze mnie dumni, ale nie radzę sobie. Tak bardzo chcę, żeby było dobrze, a potem psuje wszystko. Nie da się żyć nie popełniając non stop błędów. Mam tylko nadzieję, że nie będą mnie one aż tak wiele kosztowały... Wy.. Wy musicie mi pomóc - wtedy doszło do mnie, że łza spływa mi po policzku - Musicie mi dać siłę i powiedzieć co robić, jakiś znak... Przecież nie możecie mnie tak poprostu kurwa zostawić, tak się nie robi wiecie! - krzyknąłem w złości - Nie panuje nad własnym życiem... - i tym zakończyłem swój monolog. Miałem chorą nadzieję, że mnie wysłuchali, ale to była tylko nadzieja. To był pierwszy raz kiedy płakałem od ich śmierci. Chłopaki nie płaczą, ale tak się tylko mówi. Wspomnienia wracają, wszystko zaczyna ci się walić i to wtedy czujesz, że nie umiesz nadal być niezależny i twardy. Chciałem jeszcze chwilę zaznać spokoju w tym miejscu, ale na moje szczęście zadzwonił telefon. 
- Tak słucham? - odebrałem od niechcenia.
- Dzień dobry, dzwonię ze szkoły Chanel, chciałam pana powiadomić, że ma pan natychmiast przyjechać. Chodzi o pańską siostrę. - nawet nie zdążyłem o nic zapytać, bo się rozłączyła. 
Nie miałem czasu na zastanawianie się, złapałem w rękę kluczyki i biegiem ruszyłem do samochodu. Nie wiedziałem co się stało, a cokolwiek by to nie było to nie mogę jej zawieść kolejny raz. Szybciej niż zazwyczaj pojawiłem się pod szkoła i wparowałem do budynku jak oparzony, odrazu kierując się do gabinetu dyrektora, gdzie siedziała ta wredna ruda baba popijając kawę. 
- Pan Bieber.. Znowu roztrzepany. Ma pan już prawie 30lat czas wydorośleć proszę pana! 
- Co się stało z Chanel? - zapytałem pomijając jej uwagi. 
- Pańska siostra jest u pielęgniarki, zasłabła na lekcji. I o tym chciałam porozmawiać. Czy Chanel ostatnio spotyka stres, może mało je, albo coś się stało w rodzinie? Chodzi bardzo blada, nie rozmawia z koleżankami, pomijając Vanessę. 
- Wszystko jest w porządku, chyba nie zjadła rano śniadania, zaraz z nią porozmawiam, dowidzenia. - wymyśliłem nie chcąc wspominać o ostatnich zdarzeniach Chanel, niechciałem więcej słuchać o tym jaki to ja jestem nieodpowiedzialny, więc zakończyłem rozmowę. Przemierzając korytarze wreszcie doszłem do celu i otworzyłem drzwi za którymi powinna być Chanel. 
- Chanel, twój brat przyszedł - zawiadomiła ją pielęgniarka zaraz po tym jak ujrzała mnie w drzwiach, a dziewczyna wstała z fotela i minęła mnie bez słowa. 
- Jesteśmy trochę pokłóceni - poinformowałem kobietę i wyszłem, aby dogonić Chan, która najprawdopodobniej czekała już na mnie w aucie. A droga znowu zapowiada się cicho i dziwnie.

                                                         *******
Nadal w ciszy, bo odzywanie się do niego było zabronione w moim nowym regulaminie, wyszłam z auta i udałam się prosto do mojego pokoju. Postanowiłam wziąść odświeżający prysznic i Justin najwidoczniej też, bo słyszałam wode lecącą w jego łazience. Ściągnęłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Czułam jak gorąca woda oblewa moje ciało i tego właśnie dzisiaj potrzebowałam, niechciało mi się już z tamtąd wychodzić, kiedy przypomniałam sobie, że nie ma tu żelu pod prysznic. Zakręciłam wodę, jednak słyszałam, że mój brat nadal bierze prysznic, więc owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z kabiny. Szybko poszłam do naszej wspólnej garderoby, gdzie mieliśmy zapasy tych żelów, gdy nagle poczułam jak coś się ze mną zderza, a mój ręcznik spada. Popatrzyłam się w górę i zobaczyłam również nagą sylwetkę Justina. Szatyn patrzył się na mnie, a ja na niego. Nie miałam nawet natychmiastowej reakcji, żeby się zakryć, poprostu tak staliśmy i się na siebie patrzyliśmy. Nie mówiliśmy nic. Kiedyś przydarzyła nam się taka sytuacja, ale wtedy z krzykiem uciekłam. Co się stało teraz? Mój wzrok wlepiony był w umięśnione ciało Justina i nie przejmowałam się tym, że jestem całkiem naga.
- Jesteś piękna - wymsknęło się mojemu bratu i w tej właśnie chwili się ocknęłam i szybko poszłam do pokoju. To było dziwne, zawsze jak coś takiego się zdarzyło zakrywałam się z prędkością światła. A co było dzisiaj? Niewiem co we mnie wstąpiło. 
Na samą myśl o tym co powiedział Justin o mnie pojawiał się uśmiech na mojej twarzy. Czy to jest jakieś dziwne? Może naprawdę jestem chora na głowę. 

Cały dzień siedziałam sama w domu, dopiero wieczorem Justin przyszedł z pracy i wszedł prosto do mojego pokoju. 
- Chanel - zaczął i usiadł koło mnie i zamknął laptopa, na którym oglądałam American Pie - Przepraszam za wczoraj i ten mój wybuch. To nie była twoja wina. Jestem poprostu ostatnio jakiś podenerwowany. Niechcę, żebyśmy się do siebie nie odzywali, brakuje mi twojego przęmądrzałego tonu głosu - zaczął się śmiać i szturchnął mnie w ramię. 
- Naprawdę uważasz, że jestem piękna? - zmieniłam temat na ten co mnie tak naprawdę interesował. Szatyn się zdziwił na moje pytanie. Zaplanowała chwila niezręcznej ciszy, ale musiałam wiedzieć. Musiałam się dowiedzieć, czy on też ostatnio ma dziwne zachowania i myśli. Justin zaskoczony nagłą zmianą akcji znieruchomiał, najprawdopodobniej niewiedząc co powiedzieć. Po prostu prawdę. 
- Tak, jesteś piękna. Jesteś najpiękniejszą dziewczyną jaką widziałem. - oznajmił i odkaszlną.
- Dzięki - uśmiechnęłam się nieśmiało, nigdy nie powiedział mi czegoś takiego. Nikt z mężczyzn oprucz taty nie powiedział mi czegoś takiego. Był ze mną szczery, więc i ja musiałam być szczera z nim -  Wiesz ostatnio mam takie dziwne odczucie. Jesteś dla mnie od jakiegoś czasu kimś więcej niż bratem, niewiem jak to wytłumaczyć. - oznajmiłam zakrywając się włosami. 
- Chanel ja... Ja niewiem, ale czuje się tak samo. To jest takie dziwne, ciężkie do wytłumaczenia. - był również skrępowany rozmową. 
- Może to dlatego, że ciągle myślę o tym co było wtedy u ciebie w pracy. Nie mogę wymazać z pamięci jego rąk dotykających mnie, to mnie prześladuje. Są momenty kiedy zapominam, ale potem to zawsze wraca, Justin wyjedźmy gdzieś. Pomóż mi o tym zapomnieć! - krzyknęłam już płacząc. Szatyn siedział i patrzył się na mnie smutnym wzrokiem. Zaczął się do mnie przybliżać, ja nie protestowałam, aż w końcu jego gorące wargi dotknęły moich. Przez chwilę nic nie robił, a potem zaczął mnie powoli całować. Był delikatny. Robił to z uczuciem. Zamknęłam oczy i oddałam pocałunek. Czułam, że jestem szczęśliwa, ale wiedziałam, że tak niepowinno być i to było najgorsze...
-----------------------------------------------------
Hej, a więc doszło do tego momentu i tak jak mówiłam w pierwszym rozdziale. Będzie to troche kontrowersyjne opowiadanie, ale mi się osobiście podoba. Nie czytałam nigdy o takiej tematyce, więc postanowiłam sama napisać. Co myślicie o dalszym ciągu? Wiem,, możecie mowić, ze to za szybko, ale uważam ze to był idealny moment Do następnego,xx @polishkidrauhll , jesli ktos chciałby byc INFORMOWANY zostawcie komentarze na dole. 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

6 komentarzy:

  1. To nie było ani trochę za szybko. Tak jak mówiłaś dobrze pasowała sytuacja. Dzisiaj odkryłam to ff i jest takie xhsjchsj <3 bardzo mi się podoba i będe czytać dalej. Podoba mi się jaki Justin jest czuły w stosunku do siostry, to jest świetne. Mam nadzieję, że coś się niedługo wydarzy między nimi większego haha.. Kocham jak piszesz, nie ma żadnego nieładu i jest super, kocham cię ;* ~ Justyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, bardzo się cieszę, że ci się podoba ❤️

      Usuń
  2. O mamuniu, pocałowali się. Jestem w siódmym niebie, serio. Jakie to było słodkie i romantyczne. Boże, po prostu niesamowite. A ta sytuacja w garderobie jeszcze lepsza. Jeju, ja tak strasznie chcę, aby oni byli razem, bo zajebiście do siebie pasują. Są tacy słodcy razem. Wspaniały rozdział, serio uwielbiam czytać Twojego bloga i wiem, że mi się nie znudzi. Kocham <3
    final-justice-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń